Dla wolontariuszy przygotowujących się do wyjazdu na misje ubiegły weekend był wyjątkowo ciepły. Stało się to nie tylko za sprawą pięknej, nietypowej dla środka października pogody, ale też dzięki ks. Jackowi Zdzieborskiemu – dyrektorowi Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego, który z wielką gościnnością przygotował się na przyjazd wolontariuszy i mocno napalił w piecu. Ogrzewało nas jednak nie tylko ciepło fizyczne, ale też to wewnętrzne – przenikające dusze i serca – ciepło płynące z obecności drugiego człowieka – z jego otwartości, szczerego uśmiechu,  życzliwego gestu, z czasu poświęconego na rozmowę. Ogrzewała nas również namacalna obecność Pana Boga, który w czasie codziennej Mszy świętej, licznych modlitw i adoracji Najświętszego Sakramentu dotykał i rozpalał nas ciepłem Swojej miłości.

Ciepło afrykańskiego słońca przywiozła do nas Patrycja Dyda, która z wielką pasją opowiadała nam o swojej misji w Sierra Leone, z której niedawno wróciła. Nie zabrakło też innych świadectw, prelekcji i konferencji. O swoich doświadczeniach z Ghany opowiadał ks. Krzysztof Niżniak. Gościliśmy także ks. Michała Wociala posługującego w Żytomierzu i ks. Waldemara Pawelca pracującego w Kijowie. W przejmujący sposób opowiadali o rzeczywistości wojennej, która choć dla nas abstrakcyjna, dla nich stała się codziennością. Niestrudzenie służą swoim parafianom i wszystkim, którzy potrzebują pomocy. Ich automatyczna i naturalna decyzja o pozostaniu w ogarniętym wojną kraju, mimo możliwości wyjazdu, wywołały zauważalne poruszenie wśród słuchaczy i pozwoliły zrozumieć, czym w istocie jest służba.

Brat Krzysztof Gniazdowski opowiedział nam o życiu w Mongolii i nauczył nas kilku słów w mongolskim – języku, który zaskoczył nas swoją oryginalnością. Trudno go porównywać z jakąkolwiek inną, znaną nam chociażby ze słyszenia mową, przez co zupełnie nie wpada w ucho i nawet proste zwroty stają się trudne do zapamiętania. Swoimi doświadczeniami z Mongolii podzieliła się też Asia Wieczorek, która przebywała tam niegdyś na misji, a potem kilkukrotnie wracała. Nie zabrakło codziennych słówek na dobranoc i opowieści o księdzu Bosco i jego misji. Znalazł się również czas na typowo salezjańskie rozrywki – rekreację i animację. Poczuliśmy prawdziwą dziecięcą radość i wolność, tańcząc do tańców o zagadkowo brzmiących nazwach np. „Pata pata”. Nawet Ci uznający się za sztywniaków stroniących od spontanicznych pląsów, dali się porwać muzyce i wyjątkowo charyzmatycznym salezjańskim animatorkom – Angelice i Kamili.

Ogrzani na ciele i na duchu, zainspirowani tym, co usłyszeliśmy, wracamy do swoich miast i codziennych obowiązków, już tęskniąc za ciepłem, które odczuwaliśmy w każdej chwili spędzonej w SOM-ie. Rozgrzewa nas jednak myśl, że już za miesiąc znów tam wrócimy i znów będziemy mogli się ogrzać. Tymczasem postaramy się podzielić ciepłem, które zostało w nas wlane przez ubiegły weekend, pamiętając o słowach św. Jana Bosco: „Niech dobre dzieła, których ktoś może dokonać, nie czekają na jutro”. Wszak nie tylko w dalekiej Afryce czy Ameryce Południowej, ale już tu w Polsce i w naszej najbliższej okolicy, możemy służyć, dzielić się miłością do Pana Boga i miłością Pana Boga, którą On sam wlewa w nasze serca.

 

Justyna Szymańska
uczestniczka październikowego spotkania