Dzisiaj z samego rana opuściłam moje Kwasi Fante i już nigdy prawdopodobnie do niego nie wrócę. Ciężko mi w to uwierzyć. Przeprowadzka na drugą placówkę to taki mój początek końca. Równo za trzy tygodnie o tej porze będę wysiadać z samolotu powrotnego na lotnisku w Warszawie.

Chciałabym tu coś napisać, podsumować, ale w głowie mam tak wiele słów i jednocześnie tak niewystarczająco, żeby opisać, co tu przeżywam. Wiele pożegnań, czułych uścisków, dobrych słów idealnie odzwierciedlają to, co się ostatnio działo.

Wczoraj snułam się po placówce cały dzień bez większego celu. Co jakiś czas spotykałam swoje dzieciaki i żegnałam się z każdym po kolei. Sześć tygodni to zdecydowanie za krótko, żeby zobaczyć wielki progres w nauce, ale wystarczająco, żeby zobaczyć, jak się otwierają przede mną i samym sobą z zajęć na zajęcia.

Będzie mi brakować tych wszystkich małych rączek, które cały czas bawiły się moim zegarkiem i włosami. Będzie mi brakować tego krzyku podczas przerw, który często przyprawiał mnie o ból głowy (też jestem zdziwiona, że to piszę haha). Będzie mi brakować wspólnych kolacji z siostrami i wieczornego oglądania NASZEGO serialu.

Jestem ogromnie wdzięczna za każdy dzień tutaj, za każdy uśmiech, za każdą pomoc przy niesieniu torby na zajęcia, za każdą wspólną grę i za każde z dzieciaków z osobna. Nie zdążyłam poznać ich w takim stopniu, w jakim bym chciała. Nie zdążyłam zrobić wielu innych rzeczy, które w Polsce tak skrupulatnie planowałam. I absolutnie nie traktuję tego jako porażkę, bo zrobiłam wszystko, co mogłam, a może nawet i więcej.

Pokazałam im, że można prowadzić zajęcia, nie używając przemocy, że nie każdy ich zbije, jak popełnią głupi błąd na kartkówce. Starałam się im pokazać, że wszystko jest możliwe, jeśli tylko się do tego przyłożą.

Podczas pierwszych dni w szkole zaczęłam ich uczyć pewnej gry. Opornie im to szło, ale każdego dnia powtarzaliśmy ją sobie raz lub dwa. Ostatniego dnia stanęli przede mną w rzędzie, zaprezentowali tę właśnie grę. Wyszło idealnie. Miałam łzy w oczach, widząc, ile radości sprawiło im opanowanie tak prostej rzeczy.

Mój czas w Kwasi Fante dobiegł końca, ale wspomnienia zostaną na zawsze.

Eliza Malinowska
Kwasi Fante, Ghana