Wielkimi krokami dobijamy do brzegu. To ostatnie dwa tygodnie naszego pobytu w Ghanie. Dziś jednak nie będzie podsumowań, ale kilka wspomnień spoza Yamfo.

Pierwszą dalszą podróż odbyłyśmy do Kumasi, gdzie gościł nas ks. Jacek, którego bardzo serdecznie pozdrawiam! Wiem, że nas czyta. Czekanie na wesoły autobus, a później podróż w niemałych decybelach wydawała nam się już niezłą przygodą, chociaż prawdziwe wyzwanie podróżnicze było dopiero przed nami…

W Kumasi odwiedziłyśmy dom Sióstr Misjonarek Miłości. To było mocne doświadczenie. Siostry prowadzą dom dla dzieci ulicy, odrzuconych, niechcianych, z różnymi niepełnosprawnościami, które jakimś cudem uniknęły najgorszego i przeżyły. Była wśród nich dziewczynka, która tego dnia obchodziła urodziny, może nawet pierwszy raz. Leżała w łóżeczku, na sali pełnej innych dzieci, pięknie ubrana i zaopiekowana, ale jednak nie przez swoją mamę, w domu, który nie był jej rodzinnym domem. Trzymałam ją na rękach, a w głowie rodził mi się kontrastujący obraz idealnych pokoików dziecięcych pokazywanych w social mediach, gdzie ściany kolorystycznie pasują do akcesoriów, a wózek do butów mamy. Można zadawać sobie pytanie, dlaczego na świecie jest aż tyle niesprawiedliwości, ale we mnie wtedy rodziła się wdzięczność za to, co mam, kim jestem i że mogę być przez to wszystko dla innych. Takie chwile ściągają na ziemię i kierują serce człowieka do odpowiedzi na pytanie, co jest w życiu najważniejsze.

Druga kilkudniowa wyprawa to kierunek Cape Coast – miasta położonego nad samym Oceanem Atlantyckim. Kiedy w Kumasi zobaczyłyśmy busa, którym mamy dostać się na wybrzeże, wiedziałyśmy, że to będzie długa i na pewno niezapomniana podróż. Z kozą, trumną na dachu i niezliczoną ilością pasażerów dotarłyśmy w końcu nad wymarzony ocean.

Naszym pierwszym punktem na mapie był zamek w Elminie. Miejsce bardzo symboliczne, które kryje za murami smutny kawałek historii. To tutaj sprowadzano i w nieludzkich warunkach przetrzymywano niewolników przed podróżą przez ocean. Przez słynne „drzwi bez powrotu” przeszły miliony osób, sprzedawanych, by budować dobrobyt białych ludzi. Przewodnik oprowadzał nas po kolejnych pomieszczeniach, uchylając co raz to straszniejsze rąbki tajemnicy tego miejsca. Myślę, że nie ma przesady w porównaniu go do poruszania się po pozostałościach obozu koncentracyjnego.

Park Narodowy Kakum i spacer 7 mostami linowymi zawieszonymi wśród koron ogromnych tropikalnych drzew to kolejny element wyprawy. Sama roślinność parku zrobiła na nas niesamowite wrażenie, ale w połączeniu z dawką adrenaliny i lękiem wysokości wrażenia są piorunujące! Kakum Canopy Walkway to unikalne miejsce na całym kontynencie afrykańskim, nie sposób go ominąć planując wycieczki w okolicach Cape Coast. Jakby wrażeń było mało, obiad zjadłyśmy w restauracji z oswojonymi krokodylami. Czy faktycznie były oswojone? Tego nie sprawdzałyśmy, uwierzyłyśmy na słowo.

Nie ma też podróży nad ocean bez leniwego czasu nad wodą, słuchania szumu fal, spacerów po plaży i odpoczywania w cieniu palm. To było dobre uwieńczenie tych kilku dni. To był dobry czas.

Po tych krótkich wyjazdach widzę, jak różnorodna jest Ghana. Kryje swoje mroczne historie, ale też piękno niepowtarzalnej natury. Państwo wielu kontrastów. Jednak nie byłoby Ghaną, gdyby właśnie nie jego różnorodność.

 Katarzyna Polubiec
Yamfo, Ghana