Od 10 sierpnia jestem na nowej placówce w Camagüey na Kubie, można powiedzieć, że to centrum wyspy. To duże miasto, mieszka tu ok. 300 tys. ludzi, jest dużo kościołów jeszcze sprzed rewolucji. Swoją siedzibę ma tu arcybiskup i jest sporo kubańskich kapłanów. Problemy są związane z życiem w mieście i tym, co dzieje się na Kubie. A tutaj odbywa się wielka emigracja. Przed ostatnie pół roku ok. 200 tys. ludzi opuściło kraj i nie chce już tu wracać. Większość emigruje przez Nikaragua i Amerykę Centralną do Meksyku, tam zawsze ktoś z rodziny ich reklamuje, dostają wizę do Stanów Zjednoczonych, próbują się zakotwiczyć w Miami. Ludzie sprzedają wszystko – otwierają drzwi domów, sprzedają krzesła, stołki, lampki, kontakty – wszystko, co mają. Kupują bilet za cztery tysiące dolarów do Nikarague, drugie tyle mają w kieszeni, żeby dać przemytnikom, którzy przeprowadzą ich przez kraj. Zostają tylko ci, co nie mają pieniędzy i możliwości wyjazdu. Wielka emigracja zaburzyła rytm życia społecznego. My w kościołach odczuwamy to jako pustkę, większość ludzi inteligentnych i tych, którzy mają pieniądze, to są ludzie kościoła, więc opustoszały niektóre kościoły, niektóre wspólnoty się zmniejszyły, w niektórych brakuje katechistów, bo wyjechali albo nie ma dzieci, rodziny wyjechały i nikt nie przysyła dzieci.

Problem na Kubie jest ekonomia. Ceny, które wzrosły, każdego tygodnia skaczą, coraz więcej. W zeszłym roku jak przyjechałam dolar na ulicy kosztował 50-60 peso, w tej chwili rośnie i jednego dolara można kupić za 180 peso. To jest straszne, ludzie nie mają za co wymienić. To co można kupić na ulicach jest bardzo drogie albo po prostu nie można niczego zdobyć. Sama muszę szukać jedzenia, to jest taki kłopot, że większość czasu spędzamy w kolejkach lub odkupujemy coś od kogoś za podwójną cenę, żeby przeżyć. Bariera między tymi, co mają i przeżywają dzień normalnie, a między tymi, co nie mają nic i każdego dnia mają coraz mnie, jest coraz większa. To nasze wyzwanie.

Sytuacja postcovidowa sprawia, że teraz trzeba szukać nowych dróg do ludzi. Nowego wyjścia z ewangelizacją i do bycia człowiekiem wśród nich, czyli mamy tu dom, jest w remoncie, brakuje np. farby, wentylatorów, rzeczy do oratorium. Czekam, proszę, szukam, kto sprzedaje cokolwiek ze swojego domu: krzesła czy stoły. Tak kompletujemy powoli wyposażenie. Ale już od ponad miesiąca prowadzimy oratorium, przyjmujemy dzieci w sobotę na dwie godziny gier i zabaw. A kolejnym problemem ekonomicznym jest kryzys energetyczny, odcinają światło. Sześć godzin w ciągu dnia i sześć godzin w nocy nie ma prądu, czyli 12 godzin na dobę. Nikt nie wie, kiedy prąd wyłączą i kiedy włączą, co dla ludzi jest bardzo trudne. Trzeba mieć przy sobie zawsze lampkę lub latarkę, żeby przetrwać, umyć się, przygotować coś do jedzenia i położyć się spać w gorącu, bo wentylatory nie działają.

We wspólnocie jesteśmy trzy, s. Ilda jest z Wenezueli i s. Olga z Czech. Jestem dyrektorką i ekonomką, siostry pomagają w organizowaniu wszystkich spraw duszpasterskich, w oratorium i szukaniu nowych dróg do tego, co my tu powinniśmy zmienić, na co się otworzyć. Chciałybyśmy mieć warsztaty dla dzieci z np. z fletem, bo s. Olga zna się na muzyce. Mogłybyśmy uczyć rysunku, malowania, szycia na maszynie. Mamy panią, która chciałaby uczyć angielskiego, ale w tej chwili dzieci są tak zniechęcone po pandemii do wszystkiego, że trzeba ich motywować. Pierwsze nasze zadanie to motywować, żeby chciało się żyć, żeby się nam chciało coś robić, żeby nam się chciało iść razem w kierunku nieba, świętości i dobra.

Dzieci w październiku modliły się na różańcu misyjnym. Modliły się o cały świat, prosiły o pokój na Ukrainie, prosiły o lepsze, godne warunki życia na Kubie, za tych, którzy są prześladowani. Towarzyszymy Wam bardzo, ale też  bardzo, bardzo prosimy o modlitwę, bo naprawdę sytuacja Kuby z każdym dniem wydaje się straszniejsza. Nie tracimy nadziei, naszą siłą jest Pan Bóg, Wasze wsparcie, zawsze znajdzie się jakiś turysta, który nam coś przyzwie: gry, zabawki lub zostawi jakieś rzeczy, czasami ofiarę i powie, żeby kupić coś dzieciom, np. ciastka. To wszystko jest bardzo potrzebne. My z tego żyjemy, dzielimy się i idziemy do przodu.  Wszystkiego dobrego!

 

S. Anna Łukasińska
Camagüey, Kuba