„Wiemy, że to co robimy, jest ledwie kroplą wody w oceanie. Ale bez tej kropli ocean byłby mniejszy”.
Każde zadanie kończymy podpisem.
– Andrew, poczekaj – już rwie się do zabawy – jeszcze podpis.
– Tak, ja sam! – Bierze ołówek do ręki i już sam próbuje pisać. A E I najczęściej taki podpis widniał na wykonanej pracy jeszcze dwa tygodnie temu.
– Chodź, jeszcze raz.
I odwracam kartkę na drugą stronę, gdzie piszę drukowanymi literami jego imię, a następnie on stara się je powielić. Ćwiczymy. Wcześniej, jak widziałam, że nie wychodzi mu dana litera, proponowałam wsparcie.
Odpowiedź: nie. Ale po kolejnych próbach, jak sam zobaczył, że nie wychodzi tak jak należy, sam zwraca się do mnie, żebyśmy razem napisali.
Dziś Andrew zerka na zapis swojego imienia i potrzebuje coraz mniej wsparcia przy swoim podpisie. Jak złożył czytelny podpis na laurce dla mamy (i to pisakiem już nieodwracalnie) poczułam niezwykle ogromną radość i dumę z niego i jego osiągnięć. Młody się rozwija i widać, że sam wykazuje chęć nauki. Nie stroni od tego, a ja cieszę się z tego faktu niezmiernie. Duma. Mały zuch! A jeszcze w listopadzie nie zakładałam, że to tak szybko się odmieni.
Andrew to jeden z moich wychowanków z grupy porannej z zeszłego roku. Obecnie uczęszcza do centrum, do najmłodszej wiekowo grupy popołudniowej, gdzie od nowego roku szkolnego również jestem przypisana.
Codzienna praca z dzieciakami, tymi najmłodszymi, sprawia mi niesamowitą radość. I choć czasami mam chęć sama obrazić się na niektórych, tak jak one potrafią to zrobić (bo ileż można? oj jednak można), że lada moment wszystko mija. A jak szybko dzieci potrafią zapomnieć, że chwilę temu coś było zupełnie nie po ich myśli! Żebyśmy tak mogli i w dorosłym życiu. Nie trzymając się tego co złe, pokładać ufność w Panu.
Życzę czasu przemiany serc na lepsze niż dzień wcześniej, każdego dnia.
Arletta Drużyńska
Oruro, Boliwia