Chiquitania. Zielona, jakże odmienna od Oruro.
Momentami miało się wrażenie, że jesteśmy w Afryce. Czerwone drogi, palmy, banany na drzewach. Temperatury sięgające +40℃ przy wysokiej wilgotności powietrza. Gorąco.
Jak Chiquitania to też Santa Cruz. To największe miasto Boliwii jest także podobno najbardziej rozwijającym się miastem w kraju. Najbardziej urzekającym dla mnie miejscem tu jest plac przed i sama bazylika katedralna św. Wawrzyńca.
Można tu spotkać wielu turystów, jak i miejscowych. Inne zakątki miasta to długie ulice, ogromne galerie handlowe, wysokie budynki mieszkalne, w których nie widać świateł nocą. I oczywiście śmieci. Sytuacja polityczna w mieście nie jest dobra, trwa paro – zamieszki w centrum – poblokowane są wyjazdy z miasta. Mieszkańcy, którzy doświadczyli listopadowego paro, stoją zawczasu po benzynę, której może zabraknąć. Dwa dni temu ludzie modlili się na ulicach o pokój. I choć w niektórych częściach miasta jest nawet spokojnie, to sami mieliśmy problemy, by opuścić miasto. Na szczęście się udało.
Pozdrawiam już z Oruro,
Arletta Drużyńska
Oruro, Boliwia