Minęło sporo czasu od ostatniego wpisu. Dni nieustannie przemijają, za mną niezwykłe przeżycia. Momenty radości, nawiązane nowe relacje, odkrywanie piękna południowej, jak i północnej części Zambii, ale także chwile smutku, frustracji, bliższego zapoznania i próby zrozumienia tutejszych ludzkich problemów. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się przybliżyć Wam wszystkie te historie!

Ministerstwa

W naszym Domu Dziecka dla usystematyzowania pracy działają tzw. ministerstwa. Są to między innymi ministerstwo: edukacji, jedzenia, zdrowia, ubrań, sportu i rekreacji, agrokultury. Każdy pracownik przydzielony jest do poszczególnych ministerstw, w których obrębie wykonuje swoje obowiązki. Jednym z ministerstw, w jakich działam, ze względów na ukończone studia pielęgniarskie, to ministerstwo zdrowia.

„Ba Gosia umuti!”

Praca w ministerstwie zdrowia to czasami praca 24 godziny na dobę. Chłopcy przychodzą do mnie o każdej porze dnia, a zdarzało się i w nocy, z bólami głowy, brzucha, kaszlem, rozciętym palcem, czy urazami po grze w piłkę. Moje zadanie to podstawowa opieka medyczna jak wydawanie leków, opatrywanie ran, tworzenie wewnętrznej dokumentacji medycznej chłopców. Kiedy jest potrzeba, idę z chłopcami do pobliskiej kliniki, jednak bardzo często jedynym leczeniem, jakie otrzymujemy, jest paracetamol. Niestety często w klinikach brakuje podstawowych leków, a ludzi nie stać na samodzielny ich zakup.

Początki pracy nie były łatwe, zwłaszcza gdy większość chłopców opisywała swoje problemy w lokalnym języku. Dzięki temu nauczyłam się większości części ciała oraz nazw podstawowych dolegliwości, a „umuti” oznaczające lekarstwo, było jednym z pierwszych słówek, które zapamiętałam w języku bemba.

Chłopcy czasem bardziej niż lekarstw potrzebują chwili uwagi, rozmowy czy pożartowania. Zwłaszcza wieczorami, kiedy przed biurem, czyli mojej małej „Ciloto Clinic” zbiera się liczna gromadka chłopców, którzy w ciągu dnia nie mieli czasu przyjść. Słyszę przepychania i przekrzykiwania: „Ba Gosia, umuti!”, „me number one!” (ja pierwszy!), „me umuti ichifuba” (ja lekarstwo na kaszel), „give me a plaster!” (daj mi plaster!). Jak to z dziećmi bywa, zdarza się, że bolący brzuch czy odcisk na nodze, jest idealną wymówką, żeby nie iść do szkoły, nie odrabiać lekcji czy nie spełniać swoich domowych obowiązków.

Chłopcy wcielili mnie również do „Team Doctor” – sprawuję opiekę nad moimi małymi piłkarzami podczas ważnych rozgrywek. Piłka nożna jest ważnym elementem zambijskiej rozrywki. Wszyscy chętnie wybierają się na boiska, których w samym Makululu jest wiele, aby kibicować lokalnym drużynom. Podczas każdego meczu nie brakuje emocji, a ja wbiegając na ogromne boisko podczas meczu, aby oczyścić ranę czy założyć opatrunek moim sportowcom czuję się niczym profesjonalny lekarz medycyny sportowej na stadionie Camp Nou.

Wśród naszych podopiecznych są chłopcy, którzy chorują na anemię sierpowatą. Jest to choroba często występująca w środkowej oraz południowej Afryce. Uwarunkowana jest genetycznie, powoduje nieprawidłową budowę hemoglobiny. Jeśli chory nie przyjmuje odpowiednich leków, może dojść do wielu powikłań m.in. niewydolności wielonarządowej czy nawet śmierci. Niestety specjalistyczne leki, które należy przyjmować codziennie, są bardzo drogie. Dzięki wsparciu darczyńców możemy zaopatrzyć w lekarstwa naszych podopiecznych, nie tylko przebywających na terenie naszej placówki.  Jeden nasz wychowanek cierpiący właśnie na ten rodzaj anemii od pięciu miesięcy jest w domu pod opieką dziadków. Co dwa tygodnie spotykam rodzinę, aby uzupełnić potrzebne leki, upewnić się, czy na pewno przyjmuje regularnie dawki oraz sprawdzić stan chłopca.

Dziś (red. 12 maja) obchodzimy Międzynarodowy Dzień Pielęgniarek. Jestem niesamowicie wdzięczna, że mogę spędzić to święto pierwszy raz od uzyskania prawa wykonywania zawodu właśnie tutaj w Ciloto. I chociaż nie jest to typowa praca pielęgniarki na szpitalnym oddziale czy w przychodni, nauczyłam się tu wiele oraz zainspirowałam się do dalszego rozwoju w tym kierunku!

Małgorzata Kuchta
Makululu, Zambia