W Dilla jestem od trzech tygodni. Jest to stutysięczne miasto położone w południowej części Etiopii. Od stolicy Addis Abeba, w której wylądowałam, trzeba było przejechać około siedem godzin, aby dotrzeć do naszej placówki. Już w trakcie drogi nie mogłam się nadziwić widokom, zarówno tym naturalnym, jak i tym stworzonym przez człowieka. Były zupełnie inne, niż te znane mi z Polski i reszty Europy. Pomimo tego, że w niektórych miejscach zamieszkanych przez człowieka panował nieład, wszystko wydawało się bardzo malownicze.
Na placówce bardzo dużo się dzieje. Siostry prowadzą tu dwa przedszkola, klinikę, Program Adopcji na Odległość, oratorium. Rozdawana jest też faffa (mąka z dodatkiem witamin i minerałów) dla najbardziej niedożywionych ludzi w okolicy i podjętych jest wiele innych działań.
W naszej wspólnocie są cztery siostry: siostra przełożona z Indii – s. Annama, siostra odpowiedzialna za klinikę – s. Antonietta pochodząca z Ekwadoru, siostra zajmująca się przedszkolami oraz oratorium – s. Uketu, Etiopka oraz nasza ukochana s. Helena, pochodząca z Polski. Jest ekonomką, zajmuje się Adopcją na Odległość, ogrodem oraz całą resztą. W domu wolontariuszy jestem ja, Olesia, Karo – nauczycielka z Chile oraz Koro – pielęgniarka z Hiszpanii.
Od poniedziałku do piątku do południa pomagam w dwóch przedszkolach. Do 9:30 w tym przy naszej placówce, potem z s. Ukatu jedziemy razem do drugiego. Po obiedzie razem z Meheret (23-letnia pracownica naszej placówki, która zajmuje się ogrodem, a w weekendy studiuje) pracujemy w ogrodzie, a następnie daję jej lekcję matematyki albo angielskiego. W sobotę po śniadaniu rozdajemy faffę, a potem idziemy odwiedzić kilka domów naszych podopiecznych.
Po obiedzie wspólnie z wolontariuszkami idziemy pomagać w Feeding Center. Jest to prowadzone przez ojców salezjanów miejsce, gdzie sześć razy w tygodniu około 400 najbiedniejszych dzieci w okolicy dostaje ciepły posiłek, dla większości z nich jedyny w ciągu dnia. Potem sprzątamy nasz dom i mamy czas wolny. Z kolei w niedziele uczestniczymy w pięknej, bardzo uroczystej Mszy Świętej, a po obiedzie mamy oratorium z naszymi ukochanymi dziećmi.
Jestem tutaj krótko, ale od razu zauważyłam, że Etiopczycy są dumni ze swojego kraju, bardzo ciepło się o nim wypowiadają. Na placówkach szkolnych przed zajęciami na apelu puszczany jest hymn narodowy i wszyscy ludzie, nawet przechodzący obok, stają nieruchomo w miejscu na czas jego odśpiewania.
Dzieci są cudowne, wszystkie chciałoby się wyprzytulać. Ludzie, jak bliżej ich poznasz, są bardzo ciepli, często żartują i bardzo lubią mnie uczyć amarik (jeden z pięciu urzędowych języków w Etiopii, używany w Dilla).
Przy tym widać tu dużą biedę, w Polsce pomagałam w wolontariacie dla osób bezdomnych. Nie widziałam ani jednego bezdomnego tak głodnego w Polsce, jak 400 dzieci w Feeding Center tutaj w Etiopii.
Pomimo tego bardzo się cieszę, że tutaj jestem. Czuję się w tym miejscu jak w domu, a członkowie naszej wspólnoty z dnia na dzień są mi coraz bliżsi. Wiem, że nigdzie nie byłabym szczęśliwsza przez te najbliższe pół roku, jak w naszym Dilla.
Anna Sprenglewska
Dilla, Etiopia