Mija miesiąc, odkąd moje stopy po raz pierwszy dotknęły suchej, pozbawionej deszczu zambijskiej ziemi. Afryka jest piękna, nieokiełznana, tętniąca życiem. Wypełniona po brzegi muzyką i tańcem. Materialnie może i uboga, ale duchowo bogatsza, niż mogłabym to sobie wyobrazić. Rozmiłowana w Bogu i ludziach. Wielbiąca życie, drobne gesty. Prawdziwa, naturalna, pozbawiona filtrów.
Podobnie jest też w naszym Ciloto. Domu tworzonym przez 67 chłopców, którzy wbrew wszelkim przeciwnościom losu postanowili zawalczyć o lepszą przyszłość. Podjęli wyzwanie, porzucając życie na ulicy i nałogi. Ciloto to miejsce, które się przeżywa i poznaje dzień po dniu, z każdym nowym spotkaniem, dotykiem czy spojrzeniem. Wszyscy tutaj żyją ze sobą, dbając o wspólne dobro i ideały.
Obojętność jest czymś obcym i niespotykanym, dlatego też wszystko w tym miejscu przeżywa się bardziej. Każdy uśmiech jest szerszy, każda radość większa, ale i każdy smutek trudniejszy. Chłopaki mają gorące serca. Pełne miłości, ale też bardzo stęsknione bliskości i akceptacji. Pragnące zrozumienia, wysłuchania, bycia z nimi pomimo wszystko, gdy już tak wielu z nich zrezygnowało.
Wiele osób zadaje mi pytanie, jak ja się w tym nowym świecie odnajduję. Odpowiedź mam jedną: Uwielbiam tu być. Pomimo wielu trudności i nieporozumień, czuję, że każda spędzona tutaj chwila jest nieprawdopodobnie szczególna i ważna. Jest pełna światła i nieprzypadkowości. Kocham wspólną pracę z chłopakami, rozmowy, błysk w ich oczach, gdy czuję, że zaczynają mi ufać. Rozbraja mnie ich wielka radość z małych rzeczy. Zachwycam się tym, że potrafią dostrzec piękno w drobiazgach, że są pogodni i radośni mimo wszystko, ciekawi świata, niezłomni i pełni nadziei. A najbardziej uwielbiam ich otwartość i ufność, to że przyjęli mnie do swojego świata, że pozwolili stać się częścią rodziny.
Na mojej Misji jest wiele cudownych i wspaniałych doświadczeń, ale czy coś mnie w tym wszystkim zasmuca? Na pewno będzie to poczucie wielkiej niesprawiedliwości. Bezustanna próba pogodzenia się z tym, że nasz świat jest tak samo piękny jak brutalny, że niewinni cierpią, głodują, że są niewysłuchani i niekochani. Że nie ma rozwiązań na wiele prostych problemów. Że służba zdrowia praktycznie nie istnieje. Że ludziom brakuje czystej wody. Że bezradność jest tutaj stanem powszednim. Że my, wolontariusze możemy robić wszystko, co w naszej mocy, a to i tak będzie niewystarczające, że jesteśmy kroplą w morzu potrzeb. Afryka jest piękna, a jej bogactwem są ludzie. Afryka cierpi, po cichu i w zapomnieniu.
Patrycja Grabowska,
Makululu, Zambia