Rutyna- co roku to samo. Posypanie głowy popiołem, post bez słodyczy i alkoholu, może jakieś rekolekcje. Potem już tylko święconka, śniadanie wielkanocne, życzenia do znajomych i kolejne święta wielkanocne za nami.
A Jezus, po okrutnej męce krzyżowej, zmartwychwstaje i schodzi na ziemię. Tylko czy tu na niego ktoś czeka?
W Polsce Jezus zmartwychwstaje w akompaniamencie nerwowych przygotowań w kuchni i ostatnich zakupów przed zamknięciem sklepów. Zmartwychwstaje podczas głośnych, świątecznych, rodzinnych rozmów o polityce, kościele i skandalach, przy stole uginającym się od jedzenia. Zmartwychwstaje przy prośbach twoich rodziców, żebyś poszedł do kościoła. Zmartwychwstaje w bogatych kościołach z pięknie przystrojonymi grobami.
W Malawi rzeczywistość jest inna. Jezus zmartwychwstaje w malutkim, wiejskim kościółku, w którym jedyną dekoracją jest przywieziony przez misjonarza drewniany krzyż. Zmartwychwstaje w ciemności – przy delikatnym świetle palących się świec, bo znowu rząd wyłączył prąd. Zmartwychwstaje bez księży, którzy przez zniszczone deszczem drogi, nie są w stanie dojechać do każdego z 15 kościołów należących do parafii. Zmartwychwstaje przy skromnym posiłku jedzonym rękami na podłodze.
A mimo wszystko, gdy jadę z księdzem na wioskę, kościół zaczyna się zapełniać. Dzieci zajmują miejsce na podłodze, dorośli znoszą dary – banany, cukier, proszek do prania i żywego kurczaka. W tym kościele nic więcej nie ma. Jest tylko Jezus zmartwychwstały. Oni tu przyszli dla niego. A Ty? Po co poszedłeś do kościoła w święta?
Klaudia Kryszewska
Lilongwe, Malawi