Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Tak dużo czasu minęło od mojego ostatniego listu, a troszkę przez ten okres się działo. Przez ponad rok przebywałem w Polsce w związku z podreperowaniem zdrowia. Miesiąc temu wróciłem na niwę misyjną. Przyleciałem do Cochabamby i przez ten czas oczekiwałem na list posłuszeństwa, jednocześnie troszkę pomagając w codziennych obowiązkach. Czas przedświąteczny był dość intensywny tak dla nas misjonarzy jak i dla mieszkańców. Msze Święte, spowiedzi i bezpośrednie przygotowywanie się do świąt Bożego Narodzenia wypełniły ten okres. Tu wszystko funkcjonuje prawie normalnie, rynki i sklepy są otwarte, oczywiście przestrzegane są wszelkie restrykcje związane z pandemią koronowirusa. Praktycznie na ulicach i w pojazdach wszyscy noszą maseczki. Przed wejściami do szpitali i przychodni ustawiono kurtynę wodną z odkażalnikiem, przed sklepami maty odkażające, przynajmniej taką sytuację spotkałem w dużych miastach. Sytuacja troszkę gorsza jest m.in. w Santa Cruz, gdzie ponownie odnotowuje się wzrost zachorowań. Do tego dochodzi też problem z chorobą denga, przenoszoną przez komary. Nie mniej jednak jakoś mieszkańcy sobie radzą.
29 grudnia wyjechałem na nową placówkę właśnie do Santa Cruz, dużego miasta liczącego 2,3 mln mieszkańców. Wyleciałem z Cochabamby wczesnym rankiem z towarzyszącą dużą ulewą i temperaturą wynoszącą 17°C. Po 40-minutowym locie wylądowałem w Santa Cruz i od razu poczułem inny klimat, temperatura wynosiła 34°C. W nocy też niewiele spada, więc wypacam resztki tłuszczu zebranego w ojczyźnie. W Santa Cruz mamy m.in. bardzo duży ośrodek dla chłopców ulicy (Dom ks. Bosko). Właściwie jest to 7 oddzielnych domów z domem centralnym. Przebywają tu dzieci w wieku od 5 do 18 lat. Dzieci przydzielane są do konkretnego domu według wieku. Pierwszy jest dla tych w wieku do 6 lat, następny od 6 do 13 lat i ostatni od 13 do 21 lat. Poszczególne domy mają oddzielne zarządy. Mnie w udziale przypadł dość duży ośrodek z chłopcami najstarszymi, który jest oddalony od naszej wspólnoty ok. 12 km. Przebywają tam chłopcy przyuczający się do zawodu stolarza i piekarza. Z księży jestem w tym ośrodku sam, pełnię funkcję dyrektora, ale mam do pomocy kadrę świecką. Razem z wychowawcami i nauczycielami jest nas 11 osób. Nie jestem przyzwyczajony do samotnego przebywania, wszystko muszę sobie organizować, łącznie z modlitwami, Mszą Świętą. Zawsze przebywałem we wspólnocie współbraci. Zobaczymy, jak to wszystko będzie działało w praktyce. Obowiązki przejąłem od Nowego Roku. Przez ten czas wdrażałem się w różne dokumenty, regulaminy itp. Kłopotów jak zwykle w takich domach, można powiedzieć wychowawczych, nie brakuje, ale dzięki waszej pomocy modlitewnej dam sobie radę.
Poznałem również życiorysy chłopców, którzy mieszkają w ośrodku. A te są nieciekawe. A to matka związała się z innym mężczyzną i syn jej przeszkadzał, więc wyrzuciła go na bruk, a to rodziny alkoholików i narkomanów, a to wykorzystywanie seksualne. Niektórzy z nich nie znają swoich rodziców, byli za mali, kiedy zostali sami. Mój ośrodek, który prowadzę to właściwie ostatni etap ich pobytu. Gdy tu przybywają, to najpierw szukamy im szkoły i praktyk zawodowych. Część pracuje na miejscu, bo mamy tu stolarnię i piekarnię. Inni dojeżdżają do innych miejsc pracy. Każda grupa chłopców mieszka w innym domku. Mam jeszcze jeden mały domek, który chcę przeznaczyć na grupę usamodzielnienia się, by wychodząc do świata, nauczyli się odpowiedzialności. Na razie mam tylko domek, ale chcę go wyremontować i wyposażyć w meble, lodówkę i podstawowy sprzęt. Na razie będę szukał funduszy, bo żyjemy dość skromnie. Myślę, że z pomocą dobrych ludzi i Bożą damy radę. Od dziś zaczynamy pracę w piekarni i stolarni. Pieczywo będziemy starali się też rozdawać biednym i troszkę sprzedawać, by było na mąkę i produkty oraz zapłatę dla pracowników. Pełną parą ruszymy od przyszłego tygodnia, na razie porządki.
Troszkę mi smutno, bo z księży jestem sam w tym ośrodku. Być może tak musi być, też trzeba samotności i “pustyni”. Pozdrawiam serdecznie wszystkich, sympatyków misji, współbraci, siostry zakonne i wolontariuszy.
ks. Andrzej Borowiec SDB
Santa Cruz, Boliwia