Podczas wyjazdu do Etiopii zostajemy ostrzeżeni o malarii, wirusie HIV i… przed psami. Wścieklizna jest jedną z najcięższych chorób zakaźnych w tym kraju. Skutki są tragiczne. Pewnego dnia na placówkę trafia chory na wściekliznę mężczyzna, który pogryzł pięciu kolejnych. Jeden z pogryzionych przyjechał po pomoc z wioski odległej o 2-3 godziny drogi.
Każdego roku tysiące ludzi w Etiopii zostaje zarażonych wścieklizną, a około 3 000 umiera! To jeden z najwyższych wskaźników zgonów na wściekliznę na świecie. Jednak są to dane niepełne, bo wiele osób zarażonych nie trafia nigdy do szpitala. Nie otrzymują żadnej pomocy, umierają w swoich chatach, często na wsiach. Większość z nich nie ma środków finansowych i możliwości wyjazdu do przychodni lub szpitala. Dodatkowo wiedza ludzi na temat tej choroby bywa niewielka, często szczątkowa i niektórzy decydują się na leczenie u lokalnych szamanów.
Kolejnym problemem, oprócz braku możliwości leczenia lub niewiedzy jest liczba bezpańskich psów na wsiach i w miastach. Wychodząc z domu, trzeba uważać na te zwierzęta. Aż 98% przypadków zarażenia człowieka wścieklizną ma swoje źródło w psich ugryzieniach. Większość tych psów nie ma właściciela. Gryzą i uciekają, nie można ich złapać i obserwować, czy są chore. Jedynym ratunkiem dla ugryzionego jest seria szczepień. Problem wścieklizny wymaga większej interwencji rządu i masowych szczepień zwierząt.
Pierwsze objawy u zarażonych mogą pojawić się w kilka dni po ugryzieniu przez chore zwierzę. Pojawia się wysoka gorączka, ból lub mrowienie w miejscu rany. Dochodzi do stanu zapalnego mózgu i rdzenia kręgowego. Niektórzy chorzy mają napady lęku, są nadpobudliwi, mają drgawki, majaczą i boją się picia płynów, a czasem nawet wdychania powietrza i przeciągów. U innych mięśnie zostają sparaliżowane, następuje śpiączka. Po pojawieniu się pierwszych objawów pacjent umiera w ciągu 1 lub 2 tygodni.
Przychodnia sióstr
Do przychodni sióstr salezjanek przychodzi dziennie nawet 20 osób. Każdy przypadek ugryzienia przez psa rozpatrywany jest indywidualnie na podstawie ankiety, w której są pytania: czy pies był bezpański, w jakich okolicznościach doszło do ugryzienia, czy można obserwować psa. Jeśli nie wiadomo nic o psie, to siostry decydują się na szczepienie osoby ugryzionej. Jedna taka osoba otrzymuje w odpowiednich odstępach 17 zastrzyków.
Po szczepionki przeciwko wściekliźnie trzeba pojechać do Addis Abeba, stolicy kraju. Droga w jedną stronę zajmuje nawet 8 godzin. Do tego siostry nie zawsze mogą kupić taki zapas, jaki chciałyby. W aptekach albo nie ma szczepionek, albo są wydzielone limity. Siostra Helena Kamińska prosiła władze Dilla o list polecający, żeby mogła kupić więcej butelek lekarstwa dla pogryzionych, bo w przychodni mają kilka lub kilkadziesiąt osób potrzebujących. Ludzie przychodzą nawet z odległości 100 kilometrów. Siostry nie pytają o sytuację rodzinną, nie żądają zapłaty za szczepionkę, igły, opatrunek.
– Po prostu dajemy zastrzyki tym osobom, które są pogryzione. Nie mamy szczepionki przeciwko wściekliźnie, więc te zastrzyki są po ugryzieniu. Chodzi o to, żeby człowiek wyzdrowiał, a nie umarł. Taka sytuacja z wścieklizną i bezpańskimi psami jest w całej Etiopii. – wyjaśnia s. Helena.
Bezpańskich psów na ulicach Dilla jest bardzo dużo. Niektóre psy należą do sąsiadów, którzy wypuszczają je z domów, a one wałęsają się po okolicy. Nie wiadomo, który pies jest niebezpieczny. Czasami mogą być agresywne z powodu głodu.
– Nieraz idąc do miasta, żeby coś załatwić, mijam 4 lub 5 psów. Idę z obawą, czy mnie zaatakują, ale przeważnie jak ja ich nie zaczepiam, to one nie zaczepiają. Niedaleko placówki jest hotel, z którego wyrzucają odpadki żywności. To dobra pożywka dla ptaków, psów, a czasami nawet dla dzieci z ulicy. Jeden z naszych nauczycieli widział, jak chłopcy zbierają jedzenie z tego śmietnika. Poszedł do managera hotelu i poprosił, aby resztki jedzenia pakowali oddzielnie, żeby jedzenie, które im zostaje, było dla tych dzieci. – opowiada o trudnej rzeczywistości misjonarka.
Tragiczny przypadek
O pewnych historiach czyta i mówi się z wielkim trudem. Jedna z nich wydarzyła się w Dilla. Około 22.00 do sióstr przybiegł stróż nocny. Był bardzo zdenerwowany. Pod bramę placówki misyjnej przyjechała duża ciężarówka. W niej siedział około 20-letni chłopak o imieniu Abel, który został pogryziony przez innego mężczyznę. Ten mężczyzna o imieniu Eiub Makena miał zaawansowane objawy wścieklizny. Związano go sznurami, z jego ust wydobywała się piana i szczekał podobnie jak pies, czasami wył. Przyjechała z nim Hirut Ayele, jego matka. Ktoś wezwał policję. Okazało się, że około 40 dni wcześniej mężczyzna był ugryziony przez psa. Matka zaprowadziła go do miejscowego “lekarza”, który próbował leczyć go tradycyjnymi metodami. Nie otrzymał żadnej innej pomocy medycznej. Na ratunek było już za późno. Jeśli chory nie otrzyma od razu po ugryzieniu szczepionki to umiera. Policjant powiedział, żeby dać mu zastrzyk, który go uśmierci, bo mężczyzna chory na wściekliznę ugryzł już 5 innych osób. Siostry nie wyraziły zgody i poradziły, aby chory znalazł się w szpitalu. Matka musiała iść z chorym synem do pobliskiego szpitala, oddalonego o 3 kilometry. Abel, który został tego dnia ugryziony, otrzymał u sióstr pierwszą dawkę szczepionki. Policjant zażądał, aby za leczenie, które będzie trwało 14 dni, zapłaciła matka chorego na wściekliznę mężczyzny. Dodatkowo dochodził do tego koszt wynajęcia pokoju i wyżywienia.
– Patrzyłam, jak ona wyciąga zlepek banknotów po 5 birów. Widocznie dostała od kogoś lub zbierała od ludzi na wsi. Powiedziałyśmy, że nie chcemy pieniędzy na leczenie tego chłopca. Damy te zastrzyki za darmo. Abel był pogryziony na twarzy. Nie było dużej rany, więc opatrunku dużego nie trzeba było robić. I oczywiście jedzenie dawałyśmy z naszej misji. – wspomina to wydarzenie s. Helena.
– Widząc tę matkę, byłyśmy pełne współczucia, że traci syna, który miał dopiero jakieś 20 lat. Widok straszny, bo on wył, gryzł, szczekał, był bardzo agresywny. Związano mu ręce i nogi, żeby nie uciekł i nie ugryzł kolejnych osób.
Takich zaawansowanych przypadków chorych na wściekliznę jest na placówce misyjnej 4 lub 5 w ciągu roku. Można tego uniknąć, jednak potrzeba większej świadomości niebezpieczeństwa, że nawet małe ugryzienie lub zadrapanie może wywołać śmiertelną chorobę. Rząd etiopski powinien zająć się problemem bezpańskich psów, jednak póki co nie zwraca na to należytej uwagi. Siostry salezjanki dbają, aby w przychodni nie zabrakło lekarstwa dla pogryzionych. Ono ratuje życie i jest jedyną szansą dla tych ludzi.
Magdalena Torbiczuk
Źródła:
www.cdc.gov/worldrabiesday/ethiopia.html
www.iamat.org/country/ethiopia/risk/rabies