Szczęść Boże!
Nazywam się Luke i jestem salezjaninem. Aktualnie pracuję na misji Bosco Boys w Kenii. Przyjechałem tutaj z pustyni Korr, położonej w północnej części kraju. W minionym roku tamte okolice dotknęła klęska suszy. Dzieci cierpiały na różne choroby układu pokarmowego. Rozdawaliśmy żywność. Obdarowaliśmy 3 500 ludzi z 65 wiosek. Każda rodzina dostała 5 kg kukurydzy, 2 kg ziaren i 0,5 litra oleju. W maju spadł deszcz i wiele zwierząt padło, bo były tak spragnione, że piły zbyt dużo wody i zdychały.
Jestem teraz w ośrodku dla chłopców ulicy Bosco Boys w Nairobi. Dzięki programowi Adopcji na Odległość możemy tu czynić wiele dobra. Ratujemy dzieci, które żyją na ulicy. Dwa tygodnie temu byliśmy w Gikomba Market – to ogromny targ, na którym ludzie mają stragany, a drobni obnośni sprzedawcy handlują czym się da. Kwitnie tu sprzedaż odzieży używanej, w języku suahili – mitumba. Może niejednokrotnie dziwi Was, że dzieci ulicy i ludzie bardzo ubodzy mają markowe stroje, które są bardzo drogie w Europie czy Ameryce. Do Afryki trafiają ubrania lekko używane lub nowe, które mają jakąś niewielką usterkę i w bogatych krajach uważane są jako bezwartościowe. Za niewielkie pieniądze można kupić naprawdę ładną odzież. Do Kenii rocznie dociera ponad 100 tysięcy ton ubrań. Choć niektórzy twierdzą, że taka polityka niszczy przemysł tekstylny Kenii. Jednak wielu ubogich znajduje pracę jako sprzedawca. Inni ubodzy mogą kupić markowe spodnie czy bluzę nawet za kilka dolarów. Tak więc i tu, do Gikomba Market przychodzą dzieci ulicy. Jest to dla nich szansa na znalezienie dorywczej pracy np. przy przenoszeniu towaru. Mogą wtedy kupić sobie coś do jedzenia. W najgorszym wypadku wszystko wydają na klej, który potem wdychają i się odurzają. Czasem zaprószy się ogień i wybucha pożar. Tak było w październiku ubiegłego roku. Wtedy ludzie w jednej chwili tracą towar, jedyne źródło dochodu, często ponoszą też uszczerbek na zdrowiu. Państwo nie wypłaca żadnych odszkodowań. W Gikomba koczuje wiele dzieci. Są w różnym wieku. Zanosimy im jedzenie. Wtedy w ich oczach pojawia się iskra radości, niektórzy szczerze się uśmiechają. Niektóre są tak słabe i głodne, że nie mają siły nawet się uśmiechnąć.
Niedawno spotkałem się z inną grupą w Kariua. Tam przychodzą chłopcy ulicy. Dla nas to miejsce spotkania z nimi. Zapraszamy ich, by przychodzili tu często, a wtedy przywozimy jedzenie, rozmawiamy. Kupujemy dla nich koce i materace. Mamy kilku pracowników, którzy szukają chłopców na ulicy i biorą ich pod opiekę. To pierwszy etap, kiedy dzieci, które żyją na ulicy, dowiadują się o naszym ośrodku. Chłopcy, którzy przychodzą do Kariua, nie porzucili jeszcze nałogu wdychania kleju. Staramy się im pomów wyjść z nałogu. Regularne jedzenie, zabawy, gry, telewizja, zajęcia lekcyjne będą motywować ich do porzucenia problemów trudnego życia i w niedalekiej przyszłości zamieszkania w ośrodku. Wodę, pomidory, kapustę, kukurydzę, sól, węgiel drzewny – wszystko to przywieźliśmy chłopcom. Żeby im to zapewnić, potrzebujemy nieustannie Waszego wsparcia i z tego miejsca w imieniu chłopców ulicy z serca dziękuję.
Tak wygląda moja praca wśród dzieci ulicy. Dziękuję. Wasza życzliwości sprawia, że możemy je ratować.
Z Bogiem,
ksiądz Luke SDB