Dzieci trafiają na ulicę z różnych powodów. Najczęściej dlatego, że nagle zostali sierotami i nie mają nikogo, kto mógłby się nimi zająć. Drugim powodem jest skrajne ubóstwo. Gdy w domu brakuje jedzenia, dzieci wysyłane są lub same wychodzą na ulicę, żeby żebrać lub szukać dorywczych prac.
Często pozostają już na ulicach Fianarantsoa. Nie uczą się ani pisania, ani czytania, nie chodzą do szkoły. Ich dzieciństwo mija na zbieraniu czegoś, co można sprzedać, drobnym handlu lub proszeniu o pomoc przechodniów. Są wynajmowani do prostych prac: przenoszenia, rozpakowania, roznoszenia. W ten sposób zarobią drobne pieniądze na jedzenie. Jeśli nie zarobią, to nie zjedzą nic, chyba że znajdą jakieś resztki.
Życie na ulicy nie jest proste. Trzeba nauczyć się sobie radzić. Znaleźć jedzenie, zajęcia czy miejsce do spania. Ci młodsi, którzy niedawno trafili na ulicę, śpią na chodnikach wzdłuż dróg lub na zajezdniach autobusowych. Najczęściej noce spędzają w dzielnicy Antarandolo w centrum Fiananrantsoa, tam, gdzie są szerokie chodniki. Jest im wygodniej. Jeśli jest zimno, kupują lub szukają worków. Układają jejeden na drugim, żeby nie ciągnęło od ziemi. Najgorsza jest pora deszczowa, noce są chłodne, wtedy starają się wypełnić worki czymkolwiek, jakimiś szmatami czy śmieciami. Ci starsi, nocują na dworcu, ale to są już chłopcy, którzy piją, palą, grają w karty. Między nimi dochodzi do różnych porachunków, bywa niebezpiecznie. Lepiej trzymać się od nich z daleka.
Im szybciej chłopiec mieszkający na ulicy otrzyma pomoc, tym lepiej. Wielu z nich chce wrócić do szkoły, zdobyć zawód, pracę, która zapewni im utrzymanie. Dlatego poszukują wsparcia. Czasami sami przekazują sobie informacje o miejscu, gdzie mogą otrzymać pomoc. To jeden ze sposobów, jak trafiają do oratorium, które prowadzą w dzielnicy Ankofafa salezjanie.
Bezpieczna przystań
W oratorium dzieci otrzymują posiłek. Nie są to tylko chłopcy mieszkający na ulicach, ale też Ci, którzy mieszkają z rodzicami, babcią, dziadkiem lub pokątnie gdzieś u krewnych, ale z powodu ubóstwa nie dojadają. W poniedziałek, środę i piątek około 300 dzieci otrzymuje posiłek. „Ci z ulic zabierają trochę ryżu na potem, na wieczór. Wkładają go do torebki foliowej, bo wtedy mają pewność, że cokolwiek zjedzą przed snem – opowiada ks. Tomasz Łukaszuk. Oprócz posiłków salezjanie zapewniają dzieciom w oratorium opiekę. Przyzwyczajają je do zasad, organizują zabawy czy zajęcia z rysowania. „Wtedy też chłopcy z ulicy mają szansę umyć się, wybrać ubrania, zacerować dziury” – dopowiada misjonarz. Prowadzą szkołę alfabetyzacji, bo część dzieci nigdy nie chodziło do szkoły lub mają duże zaległości. Wspierają młode matki, bo we Fianarantsoa wiele dziewcząt wcześnie zachodzi w ciąże, a jeśli nie mają wsparcia ojca dziecka lub rodziny, to sobie nie radzą. „Problemem jest brak odpowiedzialności ze strony mężczyzn, porzucają oni rodziny, pozostawiają dzieci bez opieki, a kobieta wtedy musi sobie poradzić sama” – wyjaśnia ze smutkiem ks. Tomasz.
Salezjanie na placówce prowadzą też szkołę zawodową, w której 120 uczniów może zdobyć wykształcenie na sześciu specjalizacjach. Biuro zatrudnienia pomaga absolwentom w znalezieniu pracy. Salezjanie zauważyli, że na ulicach pojawia się coraz więcej dzieci i młodych ludzi. Wyznaczeni pracownicy zaczęli chodzić na ulice i do miejsc, w których nocują bezdomni. Szukają ich, rozmawiają z nimi, próbują kontaktować się z rodzinami lub opiekunami. Tak nawiązują pierwsze kontakty. W 2021 roku powstał dom dla chłopców ulicy, który nazwano Domem Magone. Tu znaleźli bezpieczną przystań i wrócili do szkoły. Już niebawem dowiecie się więcej o codzienności w domu dla chłopców ulicy.