Wiele dzieci w Boliwii zostaje porzuconych. Rodzice zamiast troszczyć się o swoje pociechy, zapominają o nich, nie opiekują się nimi. Zostawiają w domach. Wyrzucają. Pozbywają się jak niepotrzebnego przedmiotu. Czasami proszą sąsiadów, żeby przypilnowali dzieci, bo oni wyjeżdżają. Kiedy wrócą? Nie wiadomo. Może już nigdy. Na ulicach Santa Cruz widać wiele bezdomnych dzieci. Najmłodsze mają może 5-6 lat, czasami jeszcze mniej.
„Mieliśmy taką czwórkę, którą wychowywała samotna matka, ale znudziło się jej, więc zostawiła ich w chatce i wyjechała. Nie wiadomo, ile dni dzieci były same i co jadły. Dobrze, że sąsiadka usłyszała płacz. Najmłodsze miało ok. 8 miesięcy, a najstarsze 10 lat. Trafiły do nas”, opowiada ks. Andrzej. Co stałoby się z tymi dziećmi, gdyby nie reakcja obcych ludzi i pomoc salezjanów? Czy ośmiomiesięczne dziecko przeżyłoby bez opieki dorosłych kolejne dni? Dobrze, że nie znamy odpowiedzi na to pytanie.
Trójka rodzeństwa ze zdjęcia, która siedzi na schodach przebywała na ulicy. Najmłodsza dziewczynka, z dwoma kucykami na głowie, miała może 4-5 lat. Znalazł ich ks. Andrzej Borowiec: „Spotkałem je na ulicy i zaprosiłem do nas na obiad. Nie wiedzieli, gdzie są ich rodzice”. I zostali w ośrodku salezjańskim dla porzuconych i zaniedbanych dzieci.
Porzucanie dzieci zdarza się nagminnie. Dlatego w ośrodkach i domach dziecka Santa Cruz brakuje miejsc. Trudnością jest też utrzymanie istniejących placówek. Codziennie wyżywienie, zapewnienie dzieciom edukacji, książek, zeszytów, ubrań czy butów generuje wysokie koszty. A trzeba jeszcze opłacić wodę, prąd, pensje nauczycieli czy wychowawców. Kupić lekarstwa, zapłacić za badania lub wizytę lekarską. „Jesteśmy zmuszeni pukać do różnych miejsc, organizacji, gdzie moglibyśmy otrzymać jakąś pomoc. Rząd od czasu do czasu przesyła maleńkie fundusze, które nie starczają nawet na samo wyżywienie”, wyjaśnia misjonarz.
Salezjanie starają się od lat ograniczać wydatki. Ubrania kupują w lumpeksach lub otrzymują je od zaprzyjaźnionych rodzin, które organizują zbiórki wśród znajomych. „Przywożą do nas, a my sortujemy i rozdajemy tym najbardziej potrzebującym”, opowiada ks. Andrzej. Szczególnie mieszkające w kanałach i pod mostami potrzebują ciepłej odzieży.
W Wielki Poście prowadzimy zbiórkę na jedzenie i leki dla bezdomnych dzieci z ulic Santa Cruz.