Zbliża się 10 rocznica śmierci ks. Marka Rybińskiego, misjonarza w Tunezji. Salezjanie, pracownicy i uczniowie szkoły w Manoubie, gdzie pracował co roku wspominają zmarłego salezjanina.Dzisiaj, 16 lutego obędzie się w tunezyjskiej katedrze spotkanie upamiętniające ks. Marka, a następnie odprawiona zostanie Msza Święta w jego intencji.
Ks. Marek Rybiński na misję wyjechał w 2007 roku. W Tunezji ks. Marek pełnił funkcję ekonoma wspólnoty salezjańskiej i był kapelanem polskiej społeczności.
Poprosiliśmy ks. Michała Wociala o krótkie wspomnienie o ks. Marku Rybińskim:
PASJONAT
Marek Rybiński był osobowością pasjonata. Swoje emocje, okazywał w sposób obfity, spontaniczny i ciepły. Rzeczy, w które wierzył, robił na całego. Gdy o czymś opowiadał lub pisał (np. teksty do „Tygodnika Powszechnego”), gdy się śmiał, grał w Scrabble, gdy oglądał filmy (był wielkim fanem kina) albo kiedy się wkurzał, robił to bez udawania i całym sobą. Ta jego autentyczność i pasja sprawiały, że był lubiany przez młodzież i przez współbraci.
W 1999 r. przygotowaliśmy w seminarium dramat mojego autorstwa pt. „Motyl”, gdzie główny bohater, nieprzeciętna jednostka z wielkimi pragnieniami, zmagał się z niezrozumieniem otoczenia i z własną samotnością. O zagranie roli głównego bohatera poprosiłem Marka, który teatr lubił, miał aktorski talent i jego osobowość pasjonata bardzo pasowała do tej roli.
Obaj lubiliśmy biegać. Wiosną 2005 r., gdzieś miesiąc przed naszymi święceniami kapłańskimi, postanowiliśmy wziąć udział w Łódzkim Maratonie. Moim celem było po prostu dobiec do końca. Markowi taki cel nie wystarczał. On chciał przebiec z dobrym rezultatem. Trenowaliśmy się razem w Parku 3 Maja i zwykle jako pierwszy miałem już dość, ale Marek zmuszał siebie i czasem mnie do jeszcze jednego albo dwóch kółek więcej. W rezultacie przybiegł na około 40 minut szybciej ode mnie.
Dobrze jest mieć pasjonatów obok siebie. Nadają nowy i świeży smak rzeczom, zdawałoby się, dobrze znanym…
Więcej o ks. Marku napiszemy 18 lutego.