Witam serdecznie kochani Przyjaciele misji!
We wrześniu 2021 roku, po rocznej nieobecności na misji, powróciłam na nowo do Duékoué na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Jak może wiecie, miałam pewne problemy zdrowotne, ale Pan w swej wielkiej dobroci pozwolił mi jeszcze powrócić na misje.
Od razu wpadłam w wir pracy, bo rok szkolny zbliżał się wielkimi krokami, projekt z Salezjańskiego Ośrodka czekał na rozliczenie. Pieniądze na projekt otrzymałam miesiąc przed moim wyjazdem na leczenie, dlatego wiele spraw przesunęło się w czasie, ale już udało mi się wszystko dokończyć.
Rok szkolny, co prawda z opóźnieniem, ale w końcu się rozpoczął. Uczniowie przychodzili nawet w grudniu, aby zapisać się do szkoły i nie mogłyśmy im odmówić. Tutaj zapisy są związane z sytuacją na rynku sprzedaży kawy i kakao. Zmiany klimatyczne dotykają też Afrykę. Pora deszczowa bardzo przedłużyła się i kakao nie mogło doczekać się słońca. Mokrego ziarna nikt nie skupuje i rolnicy byli załamani, bo bardzo liczyli na sprzedaż plonów. Również kukurydza, która jest podstawą wyżywienia niektórych plemion, nie schła i nie można było jej sprzedać. Wilgotna szybko się psuje. Rodzice nie posyłali dzieci do szkoły, bo nie mieli pieniędzy. Po tym krótkim wstępie klimatycznym przejdę do opisania naszego życia.
Na misji w Duékoué w Wybrzeżu Kości Słoniowej jest 5 sióstr, każda z innego kraju. Jedna z Togo, druga z Burkina Faso, choć co prawda urodzona tutaj, trzecia z Argentyny, czwarta z Indii i ja z Polski.
Zaczniemy od Centrum Zawodowego, który prowadzimy razem z salezjanami. Do Duékoué przybyliśmy 40 lat temu i od tego czasu razem prowadzimy tę misję. W Centrum przeżywamy prawdziwy renesans, mamy 30 uczniów w pierwszej klasie krawiectwa, co sprawia, że musiałyśmy wystawić na dwór stół do prasowania i do kroju, bo inaczej uczniowie nie mieszczą się w sali. Niestety nie mamy innego pomieszczenia, więc radzimy sobie w ten sposób.
W tym roku otworzyłyśmy nowe kierunki: pomoc medyczną i wyższy poziom z elektryczności i mechaniki. Dzięki temu liczba uczniów wzrosła do prawie 400 osób. Jeszcze dwa lata temu liczba studentów nie przekraczała 200. Mamy nadzieje, że nie będzie to wydarzenie jednego roku oraz młodzież i rodzice przekonają się do nauki zawodu. Tutaj panuje przekonanie, ze dobra praca jest jedynie w biurze, a przecież nie wszyscy mogą tam pracować. Wcześniej mieliśmy też takie zawody jak murarz, stolarz, ogrodnik, ale niestety chętnych było coraz mniej i zamknęłyśmy te kierunki. Szukamy nowych, ale od kilku lat problemem jest poziom nauczania w szkołach, który bardzo się obniżył. Mamy młodzież, która przychodzi ze świadectwem 2 czy 3 klasy gimnazjum, a tak naprawdę nie umieją pisać i czytać. Są przepychani z klasy do klasy, wystarczy, że rodzic trochę zapłaci. Efekt jest taki, ze potem dziecko nie radzi sobie w wyższych klasach. W tym roku mamy wyjątkowo dużo dziewcząt z tym problemem. Jeśli będą dzielne i zapalone do nauki to damy rade nadrobić te braki.
W internacie też jest prawdziwa rewolucja. Mieszka u nas 80 dziewcząt, które mają od 12 do 20 lat. Niektóre uczęszczają do naszego Centrum, ale większość do licznych szkół ponadpodstawowych, które są w mieście. Pochodzą z okolicznych wiosek, nieraz oddalonych o kilka godzin jazdy busem. W ich wiosce nie ma kolegium czy liceum i muszą przyjechać do miasta. Wyobrażacie sobie zostawić 12-letnią dziewczynkę samą w mieście, którego nie zna, bo wynajęto dla niej jakiś mały pokój? Niestety często tak właśnie rodzice muszą uczynić, jeśli nie maja w Duékoué nikogo z rodziny. To z tego powodu nasz internat jest wypełniony po brzegi… szczególnie tymi najmłodszymi. W internacie mają program dostosowany do ich rozkładu nauki w szkole, pilnujemy, aby miały czas na naukę i zabawę. Bardzo lubią tańczyć i śpiewać, są też bardzo pracowite, nauczone ciężkiej pracy na plantacjach rodziców. Raz poprosiłam je o zebranie siana po ścięciu trawy na naszej posesji. Kiedy prawie wszystkie wyszły z narzędziami do pracy, to były jak pszczoły, które cichutko bez specjalnego dyskutowania, zbierały siano, jak mogły. W ruch poszły ich tradycyjne miotły, grabie i to, co się nadawało. W oka mgnieniu siano zostało zebrane. Innym razem robiły miotły z gałęzi palmowych, bardzo to lubią, to im trochę przypomina dom. W internacie mamy dziewczęta, które uczęszczają do naszego Centrum. Czasami jest ich kilka z jednej wioski a nawet z jednej rodziny. Z czasem zdobywają do nas zaufanie i dzielą się swoimi radościami i smutkami. W ten sposób poznajemy ich historie, nieraz bardzo smutne.
No i w końcu opowiem Wam o naszej małej i już niedostosowanej do aktualnych potrzeb przychodni. Jak tylko przyjechałam do Duékoué, widziałam, ze potrzebna jest nowa, bardziej przestrzenna i wyposażona w podstawowy sprzęt. Napisaliśmy prośbę o pozwolenie na budowę nowej przychodni. W ubiegłym roku, gdy byłam w Polsce na leczeniu, otrzymaliśmy odpowiedź pozytywną, jak również propozycję organizacji, która nam pomoże ją wybudować. Co za radość! Cierpliwość oczekiwania wydała swoje owoce! A w Polsce dzięki inicjatywie Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego była zorganizowana kampania Przychodnia na Wybrzeżu, by pomóc nam w zakupuje wyposażenia. To dla nas wielka radość, bo w ten sposób będziemy mogły szybko ruszyć z nową przychodnią. Co więcej, nowa przychodnia będzie wzbogacona o poradnię porodową. Przyszłe mamy będą mogły nie tylko kontrolować przebieg ciąży, ale również rodzić w naszej poradni. Właśnie problem z dużą śmiertelnością podczas porodów skłonił nas do powiększenia przychodni o tę poradnię. W mieście jest szpital państwowy, ale ceny są zbyt wysokie dla biednych ludzi. Nasza przychodnia słynie z opieki nad małymi dziećmi, to są nasi najliczniejsi pacjenci. Mamy są bardzo zadowolone z pomocy, jaka jest im udzielana.
S. Małgorzata Tomasiak
Duékoué, Wybrzeże Kości Słoniowej