List z 16 marca
Witam Was Kochani!
Poranek powitał nas mocnym słońcem, o 7:00 na termometrze przeszło 30℃. Przy takiej temperaturze i dużej wilgotności zaczynam wypacać resztki tłuszczu. Wyruszamy dziś na obchód podopiecznych mieszkających na ulicy. Tym razem idzie z nami nasza pani lekarka, bo pielęgniarka poinformowała, że po ostatnich ulewach wielu ma problemy dermatologiczne. Przez kanały przepływa woda deszczowa, ale też i wszystko, co wyrzucają mieszkańcy. Po prostu ścieki, chemikalia. Często też podopieczni w tej wodzie deszczowej piorą swoją odzież, a ona, zmieszana z różnymi odpadami i bakteriami, sprzyja różnym zachorowaniom.
Zaczynamy od dość odległego miejsca, tzw. dzielnicy „Plan 3000”. Tu mieszka kilku naszych podopiecznych. Odwiedzamy dom pani Claudii, dalszej rodziny, u której kiedyś pomieszkiwała Karina, jedna z naszych podopiecznych. To jej rodzinny dom. Rodziców nie ma, zmarli, a teraz mieszka tu brat z żoną.
– Niestety tu jej nie ma – odpowiada, zapytana o dziewczynę, Claudia, żona brata.
– Jest teraz w Ramada, gdzieś blisko rynku. Zamartwiam się o nią – powiada – jest wyniszczona, chuda, nie bierze lekarstw, choruje na gruźlicę.
Lekarka zostawia odpowiednie lekarstwa i prosi, by je jej przekazać, gdyby się pojawiła i poinformowała nas.
Wracamy w okolice centrum, tu pielęgniarka przedwczoraj spotkała młode osoby z problemami skórnymi. W oddali, na poboczu krawężnika spotykamy Diego, siedzi oparty o słup elektryczny. Widać od razu, że jest słaby. Podchodzimy do niego, pytając o zdrowie i o to, czy coś dzisiaj jadł.
– Nie jadłem nic – odpowiada.
Wolontariusz wyciąga z plecaka przygotowany w plastikowym pojemniku poczęstunek. Ten chwyta go drżącymi rękoma. Te drgawki z pewnością są spowodowane zażywaniem narkotyków lub wąchaniem kleju. Widać wdzięczność na twarzy, połyka łapczywie bułkę z omastą i kawałkiem sera.
– Jak ze zdrowiem? – pyta pani doktor.
– Trochę bolą mnie plecy – odsłaniając starą koszulę, pokazuje miejsce schorzenia. Skóra cała pokryta wrzodami, złuszczona. To właśnie skutki kontaktu z wodą z kanałów. Lekarz zakłada rękawiczki i smaruje odpowiednią maścią. Niestety nie możemy go zabrać do kliniki, nie przyjmą go tam.
– Już to przerabialiśmy – mówi lekarka. Prosi pielęgniarkę, by się nim zaopiekowała. Ale to nie jedyny taki przypadek, w innym miejscu podobna sytuacja, dwoje młodych ludzi ma problemy skórne.
Nie mogę patrzeć na ich rany, nie mógłbym być lekarzem, to nie na moją odporność. Idziemy dalej na następną ulicę, gdzie obok ronda jest most. Tu też koczują młodzi ludzie, podajemy im pojemniki z żywnością, bo o nic innego nie proszą. Przy moście na sznurkach wiszą dopiero co uprane ciuchy, niestety w tej deszczowej wodzie z bakteriami. I tak na dziś obchód skończony. Dochodzi 13.00. Wracamy, a ja odczuwam dość mocne zmęczenie. Po południu czeka mnie kilka spotkań z wychowawcami i z pracownikiem stolarni, bo w innym ośrodku też mamy mały problem, ale to może opiszę innym razem.
Pozdrawiam i zapewniam was o pamięci modlitewnej.