Odessa jest specyficznym miastem, tu jest bardzo dużo ludzi, którzy są prorosyjscy. Myślę, że proukraińskich dużo wyjechało, ale też dużo zostało. Trzeba być bardzo ostrożnym, z kim i o czym się rozmawia. Sklepy, tylko te większe, otwarte są do godziny 16, inne są pozamykane. Po 16 jest godzina policyjna. Ceny w sklepach wzrosły. Co jeszcze zauważyłam w sklepach? W większości obsługa rozmawia po ukraińsku, co wcześniej było rzadkością. Kiedyś wszędzie mówiono po rosyjsku. Teraz podkreślają, że są Ukraińcami. Niektórzy wprost mówią, że oni absolutnie nie wyjadą. Oni nie wierzą w to, że Rosja zwycięży. Mówią: „Dlaczego mamy wyjeżdżać, jesteśmy u siebie w domu, jesteśmy u siebie.”
Miasto nie jest zniszczone, nie było bombardowane. Są nieustanne alarmy, w ciągu dnia, w nocy, czasem jeden za drugim. Mówią, że to może dlatego, żeby nas przestraszyć, że coś się dzieje, ale to informacje niepewne. Fakt, Odessa zbroi się, zbudowano barykady przed portem, koło nas też. Pogoda sprzyjała Ukrainie. Mówili, że statki wycofały się spod Odessy, bo nie sprzyjały im warunki atmosferyczne. W poniedziałek rano było słońce, a po południu znów zachmurzone. Cały czas jest ujemna temperatura, jest śnieg i deszcz. Taka pogoda absolutnie nie sprzyja. Są też nieustanne sztormy.
W domach na razie jest prąd i gaz. Z Odessy bardzo dużo ludzi ucieka. Inni z Chersonia czy okolic nie uciekają do Odessy, jedynie przez Odessę dalej. Wiedzą, że to nie jest miejsce ucieczki. Jeśli wojska rosyjskie pójdą dalej, to przyjdą tutaj. Nie byłam na dworcu, ale nasz ks. Andrzej, Ukrainiec, odwoził kobietę. Mówił, że tam jest tragedia, strasznie. Dworzec jest ogromny, a ludzi jest mnóstwo. Czekają bez biletów, kto pierwszy. Tragedia. Pociągi odjeżdżają tylko wieczorem. W nocy gaszą światła w pociągach, żeby nie były widoczne. Mówią nam, żeby w domu też po konkretnej godzinie wyłączać światła. Oni teraz już nie patrzą, bombardują wszystko, czy to szkoły, czy przedszkola.
Jest taki strach, ale z drugiej strony też jest nadzieja. My też jesteśmy tutaj po to, żeby z ludźmi rozmawiać i żeby tę nadzieję dawać, że jesteśmy w rękach Boga. Nie to, że my mamy Panu Bogu mówić, co On ma robić, On wie, co ma robić, a my mamy po prostu ufać.
Księża z diecezji rozsyłają pomoc po wszystkich parafiach. Nam też przysłali dary. Ola, nasza studentka, która pracuje w szpitalu, przyjechała po rzeczy. Pomyślałam od razu o niej, bo pomaga też w domu dziecka. Ola robi specjalizację lekarską, chce zostać dziecięcym anestezjologiem, szczególnie wcześniaków. Pomaga w szpitalu i domu dziecka, do którego trafiają dzieci chore. Niektórzy zostawili dzieci w szpitalu, ledwo żyjące, z różnymi wadami, często wcześniaki. Piszą, że zostawiają dziecko, a inni leczą je na własny koszt. Wiele razy dawałam pieniądze Oli, jeszcze przed wojną, bo nie było na lekarstwa, a trzeba było sprowadzić jakieś drogie. Współpracowali też z fundacjami. Ola często dawała z własnej kieszeni, choć miała mało. Ostatnio zapytała, ile za mieszkanie ma płacić, a ja jej mówię, że wojna jest i byleby miała na życie. To ona mówi, że w takim razie jakeś lekarstwa kupi dla dziecka.
Ola przyjechała razem z innymi wolontariuszkami, widziałam ich po raz pierwszy. Nie znałam też kierowcy karetki. W ich oczach widać wdzięczność za to, że nie są zostawieni sami z tym problemem. Ola mówi, że teraz wszystko im się kończy. Nie mają pampersów i mleka dla wcześniaków. Akurat takich pampersów nie mamy, bo przywieźli nam jedynki, a nie mamy zerówek. Teraz mają nam dowieźć zerówki i częściowo jedzenie dla dzieci. Wolontariusze prosto od nas pojechali tą karetką na porodówkę po dzieci. Potrzebne są bandaże, strzykawki, fartuchy. Ksiądz mówi, że mamy wszystko mu napisać, a on to załatwi. Wszystko dostają, jedynie, co muszą kupić paliwo.
Na razie jesteśmy, trwamy, nie tracimy nadziei, wierzymy, że to się zakończy. Może nie tak szybko, ale Ukraina się raczej nie podda. Ufamy, że Ukraina pozostanie Ukrainą.
Bardzo dziękujemy za modlitwę, odczuwamy ogromne zaplecze duchowe, bo po ludzku to by nie miało sensu. A ja osobiście czuję ogromny pokój i tym pokojem staram się dzielić z innymi. Ciągle powtarzam, że jesteśmy w rękach Pana Boga, On najlepiej wie, czego nam potrzeba i nas nie zostawi. Jestem bardzo wdzięczna za modlitwę i bardzo się polecamy modlitwom, żeby zachować pokój w tym wszystkim.
s. Teresa Matyja
Odessa, Ukraina