Niedługo minie 9 miesięcy od kiedy przyleciałem do wielkiego i chaotycznego Nairobi. Od 9 miesięcy mieszkam w bogatej dzielnicy tego miasta, z dala od centrum, razem z chłopcami ulicy.
Od 9 miesięcy codziennie doświadczam chaosu, który nie powoduje u mnie zawrotu głowy. Od 9 miesięcy żyję bardzo niedaleko jednego z największych slums’ów Afryki, a wokół widzę drogie samochody i wieżowce. Od 9 miesięcy widzę ludzi w garniturach oraz w podartych ubraniach obok siebie. Niedaleko jest wielkie europejskie centrum handlowe, a gdy przejdziemy dwa kilometry dalej – jest całkiem brudny, głośny i może nawet brutalny targ, gdzie biały zwykle się nie zapuszcza. Od 9 miesięcy żyję w kontraście, żyję pomiędzy dwoma światami.
Ostatnio chłopcy w nagrodę byli w supermarkecie, byli niesamowicie dumni, gdy o tym opowiadali. A ja co sobotę chodzę do niego. Darius (jeden ze starszych podopiecznych) znowu poprosił, żebym pokazał mu jakieś filmy z polskimi miastami. Pokazałem mu Warszawę. Oglądał ją z niesamowitą fantazją, zawsze robi na nim wrażenie. A ja miałem łzy w oczach, patrząc na moją Ojczyznę, której nie widziałem już 9 miesięcy. Myślę jak bardzo jej nie doceniałem, kiedy w niej żyłem. Marzeniem wielu chłopców jest wyjechać do Europy i żyć naszym życiem.
Co prawda mają oni w głowach błędny i wyidealizowany obraz Europy. Tym bardziej zastanawia mnie czasem, dlaczego tak często uciekają na ulicę. Uciekają od bezpiecznego świata na rzecz tego, w którym walczą o przetrwanie. Oczywiście znam odpowiedzi teoretyczne, dlaczego to robią, ale nie dają mi one satysfakcjonującej odpowiedzi (o ile taka jest).
I tak sobie myślę, że skoro chłopcy, którzy zostali pozbawieni wszystkiego, zaczynają wszystko wytrwale od zera, walcząc z ulicą, która w nich jest, potrafią zbudować siebie z wielu potłuczonych kawałków na nowo, to co stoi na przeszkodzie nam, z często o wiele lżejszym krzyżem? Na to pytanie też nie znajduję odpowiedzi, bo sam mam z tym problem, mimo, że mój krzyż jest lżejszy, niż ich. Ile musi być w nich siły. Skąd oni biorą tyle siły?
Czasami jest tak, że samo wysłuchanie historii chłopca jest ciężkie. Czasem trzeba trochę znieczulić serce, aby móc pracować i paradoksalnie właśnie – kochać. Chłopcy potrzebują wychowania i dyscypliny, często twardej ręki. Każdy z nich ma święte rany, każdy z nich ma wyjątkową historię, która pomaga nam zrozumieć zachowania, natomiast nie może nas zwolnić z obowiązku pewnej surowości. I to jest chyba najcięższe.
Ale potem widzisz, że to ma sens. Grupa, która przyjechała do nas w styczniu jest nie do poznania. Chłopcy, którzy najbardziej łobuzowali – dzisiaj są przykładami. Czasem mam wrażenie, że ludzie się ich boją, mimo wszystko. Ja wiem, że to są najwspanialsi wychowankowie, jakich tylko mogłem dostać. Mimo, że sam nie jestem idealny i zdarza mi się wpadać w gniew na nich, to stali się częścią mojego serca. Modlę się wciąż, o to, abym umiał kochać, bo cały czasem kocham za mało i nie idealnie, ale widzę, że każde ciepło, które do nich trafia przynosi stokrotny owoc. Tak bardzo go łakną. Ostatnio byłem chory, a chłopcy nie widzieli mnie parę dni. Gdy wróciłem, rzucili się na mnie z radością, kompletnie niespodziewanie, bo na co dzień jestem surowym Filipem, który stara się dbać o porządek. Kocham ich bardzo, chociaż czasem ciężko jest mi to powiedzieć.
Ten sam co wyżej Darius trafił tu 3 raz, za każdym poprzednim uciekał. Z początku wydawał się niereformowalny, a trudności wychowawcze, testowały – jak dotąd nieznane rewiry mojej cierpliwości – a czasem jej braku. Było ciężko, bardzo ciężko. Musiało minąć dużo rozmów, czasu, wspólnych lekcji i uczenia się siebie nawzajem, żebym mógł dzisiaj powiedzieć, że ten chłopak jest przykładem z niezwykłym poczuciem odpowiedzialności. Są dni, gdy “nie odstępuje mnie na krok” pomimo ciężkich początków. Zresztą wiadomo, to nie jest tylko jedna taka historia.
Strasznie lubię prowadzić katechezę dla najstarszej klasy i słuchać tego, jak oni widzą Pana Boga, świat i rzeczywistość. Mimo tej często szorstkiej skorupy, ich wnętrze jest wrażliwe i piękne. To nie ich wina, że okoliczności zmusiły ich do porzucenia spokojnego dzieciństwa i wciąż tam w środku, często pod wielką stertą zgliszcz, kochają i chcą być kochani jak dzieci.
W ciągu 9 miesięcy powstaje, rozwija się i rodzi nowy człowiek. 9 miesięcy to nie tak dużo, ale wystarczająco, żeby nowe życie mogło przyjść na świat. 9 miesięcy to też czas wielu niepewności, strachów, bólu i odpowiedzialności za siebie oraz drugiego człowieka. To czas, aby uczynić siebie mniejszym, aby dać miejsce temu, któremu mamy siebie oddać. To proces, wielu upadków, spotkań z własną słabością i niedoskonałością, w którym trzeba znaleźć siłę by wstawać. To nauka wiary i zaufania do Pana Jezusa. To nauka siebie i postawienia siebie na drugim miejscu. To rozwój, który kształtuje nowe życie od zera. To miejsce na nową budowlę, na miejscu tej starej. To poznanie człowieczeństwa swojego i nie tylko. To czas, w którym świata się nie zbawi. Nie przez to, że to tylko 9 miesięcy, ale przez to, że Ktoś to już zrobił. Ja mam przynieść koszyk z chlebami, mam zrobić tyle ile mogę, bo jestem tylko i aż człowiekiem.
Czy przez te 9 miesięcy narodziłem się na nowo?
Nie wiem, nie mi to oceniać. Wiem, że muszę się jeszcze wiele nauczyć, ale nic już nie będzie takie samo. Panie Boże, dziękuję Ci za to i za wszystko co mnie tu spotyka!
Filip Pokrzywnicki,
Nairobi, Kenia











