Budzą się skuleni na chodniku, czy na twardej ziemi pod mostem. Wśród nich są młode mamy z dziećmi, dorastający chłopcy i dziewczęta, mężczyźni, a także… dzieci. Dla nas bezdomność dzieci jest abstrakcją, bo w kraju prowadzone są ośrodki interwencji kryzysowej, domy dziecka, rodziny zastępcze. Rzadko widzi się siedmioletniego chłopca czy dziewczynkę proszącego o jedzenie lub szukającego zajęcia, żeby coś zarobić. W nocy śpiącego na chodniku. W Santa Cruz ten widok nie razi.

 

Bardzo młode matki

„Na ulicach spotykamy młode matki, a raczej jeszcze dzieci, bo mają 14-15 lat, niedawno urodziły i mieszkają w kanałach i pod mostami”, opowiada ks. Andrzej Borowiec. Salezjanie pomagają im, ale niestety nie mogą zapewnić im domu. „Staramy się zapewnić im podstawową opiekę, kupić lekarstwa, pampersy czy mleko. Kontakt z nimi jest dość trudny, bo są zamknięte w sobie, nie opowiadają o swoim życiu”. A przeszły już wiele, bo są ofiarami prostytucji, czasem to rodzice każą im sprzedawać się za pieniądze. Inne uwierzyły mężczyznom, że zaopiekują się nimi, gdy te oddadzą się im. A oni te dziewczęta wykorzystują i zostawiają. W takich sytuacjach dziewczęta szukają pomocy u swoich rodziców, ale oni wyganiają córki na ulicę. Zostają same.

Ulica ich domem

Na ulicy żyje też bardzo dużo dzieci. Mają 10, 13 czy 15 lat, choć zdarza się też spotkać dużo młodsze dziewczynki i chłopców. Niektóre są wysyłane, żeby żebrać lub pracować, a potem dzienny zarobek oddają rodzicom. Inne wyrzucone z domu, muszą znaleźć dla siebie miejsce do życia i spania. Zagrożeniem są uzależnienia. Dzieci nie mają już wiele do stracenia. Pozbawieni domu, bezpieczeństwa, jedzenia, edukacji, a przede wszystkim czując się niekochane, sięgają po używki. Opowiada o tym ks. Andrzej: „Dużo młodych jest uzależnionych od narkotyków, a najpopularniejszym i najtańszym narkotykiem jest klej szewski, butapren. Kupują go w woreczku foliowym, wąchają. Wciągając opary, uzależniają się. Następnie dość popularnym narkotykiem jest kokaina, prawdopodobnie Boliwia ma teraz największą produkcję w Ameryce Łacińskiej. Oprócz tego problemem jest też marihuana, jak i inne sposoby odurzania się”. Dlatego ważne jest, żeby z pomocą dotrzeć jak najszybciej.

Głód, zimno i samotność

Bezdomne dzieci w Santa Cruz muszą na co dzień znaleźć sposób na zdobycie pożywienia. „Niektórzy zdobywają pracę dorywczą w różnych prywatnych warsztatach, inni myją szyby samochodów zatrzymujących się na światłach, jeszcze inni żebrzą. Część z nich nauczyła się sztuczek cyrkowych, więc na skrzyżowaniach przedstawiają swoje umiejętności, a kierowcy od czasu do czasu podadzą im jakąś monetę”, ze smutkiem wyjaśnia misjonarz. W nocy dzieci ulicy walczą z zimnem. W mieście w czasie pory letniej temperatury w ciągu dnia sięgają 44℃, a dzieciom brakuje wtedy czystej wody pitnej i miejsc, w których mogłyby się schronić. Zimą natomiast w nocy temperatura spada do 4℃ i odczuwalna jest duża wilgoć. Zimno przeszywa całe ciało. „W miarę możliwości, staramy się, my jak i inne ośrodki, pomagać im wspólnie. Dzielimy się kocami, ubraniami i pomagamy bezdomnym, by nie zmarzli”, relacjonuje ks. Andrzej. Przez doznane krzywdy ze strony rodziców i dorosłych dzieci boją się zaufać. „Trzeba dość dużo czasu, by dzieci ulicy nam zaufały. Podchodzą bardzo ostrożnie do obcych, są nieufni, bo myślą, że wszyscy chcą ich wykorzystać. Ale jak już nam zaufają, to widząc naszych wychowawców, pielęgniarki lub lekarzy, wychodzą naprzeciw, by ich pozdrowić albo opowiedzieć o swoich kłopotach i prosić o pomoc”.

9-letne bezdomne dziecko

Trudno uwierzyć, że 9-letni chłopiec, zamiast do trzeciej klasy szkoły podstawowej, chodzi żebrać i pracować. Zamiast spać w łóżku, od roku mieszka pod mostem. „Kilka tygodni temu spotkałem chłopca, który razem z 14-letnią siostrą są bezdomni. Pytam o powody. Mówi, że rodzice ich nie chcą, ojciec znalazł sobie nową partnerkę, która nie chce jego dzieci, więc pozbył się ich. Podobnie matka, ma nowego partnera, niezainteresowanego wychowaniem ‘obcych’ dzieci. Pozostaje ulica”.              Ks. Andrzej zabiera dzieci do ośrodka, w którym będą przebywać trzy miesiące. Szukają dla nich miejsca na stałe, być może uda się znaleźć krewnych. Jeśli nie, to dzieci trafią do innego ośrodka, w którym mogłoby przebywać to rodzeństwo.

Ulica nie jest bezpieczna dla kilkuletnich dzieci. Jednak dla niektórych staje się przymusowym domem. Odbiera poczucie bezpieczeństwa, niszczy marzenia o przyszłości. Bezdomne dzieci potrzebują natychmiastowej pomocy. Każdy dzień na ulicy pogłębia ich rany i poczucie odrzucenia. Przybliża do kradzieży i sięgnięcia po używki. Salezjanie pomagają, jak mogą. Prowadzą ośrodki dla skrzywdzonych i opuszczonych dzieci, otaczają podstawową opieką dzieci ulicy. Na tyle, na ile mogą, zapewniają jedzenie i leki, jednak potrzebują wsparcia, aby kontynuować działania.

 

Wejdź na stronę kampanii BEZDOMNE DZIECI ULICY