W ośrodkach dla dzieci prowadzonych przez salezjanów pracują psychologowie i terapeuci. Podopieczni trafiają do nich skrzywdzeni. Te krzywdy i rany nie zagoją się same. Potrzeba nie tylko cierpliwości, bezpieczeństwa czy akceptacji wobec dzieci, lecz także profesjonalnego podejścia do skrzywdzonych seksualnie.

Noc. To właśnie wtedy ma miejsce wiele dziecięcych dramatów. Pijani rodzice wyżywają się na swoich dzieciach. Głód staje się coraz bardziej dokuczliwy. Do śpiących dziewczynek przychodzą ci, którzy chcą je wykorzystać seksualnie. „Przyprowadzili kiedyś do nas w nocy rodzeństwo, chłopiec miał dziewięć lat, a jego siostra jedenaście. Zapłakani, zabrudzeni. Oboje zanosili się płaczem jeszcze przez kilka dni”, zaczyna opowieść ks. Andrzej Borowiec, który nie raz ani dwa, a wielokrotnie wstawał w nocy, żeby przyjąć dzieci do ośrodka, bo np. ktoś z sąsiadów zadzwonił na policję.

Misjonarz opowiada dalej: „Staram się w takich sytuacjach podchodzić ostrożnie i z wyczuciem, nie ingerować. Nie wypytywać za dużo o sytuacje, póki sami nie zechcą opowiedzieć. I tak też było z nimi. Po kilku dniach podchodzi do mnie chłopiec i mówi: „-Ojcze, chcę porozmawiać z ojcem na serio- i zaczęło się, rozmawialiśmy, a raczej on mówił, a ja słuchałem. Opowiada o rodzeństwie, jest ich czworo. Ojciec pije, znęca się nad rodziną, nie pracuje. Nie mają na jedzenie.”

Mama chłopca ukradła coś ze sklepu, została złapana i poszła do więzienia. Tam umarła. Dzieci zostały same z ojcem, on dalej pił. „Opowiada, jak na jego oczach ojciec wykorzystuje swoją 15-letnią córkę. Chłopiec wybiegł na ulicę i powiadomił policję. A ojciec powiedział, że go za to zabije, więc z rodzeństwem uciekli z domu i przez jakiś czas mieszkali pod mostem.  Pomoc społeczna przysłała ich do nas. Teraz się zadomowili i są szczęśliwi”, misjonarz kończy opowiadać jedną z setek trudnych historii dzieci. Akta podopiecznych ośrodka to trudna lektura. „Mam wgląd do ich dokumentów, w szczególności życiorysów i opinii psychologa, socjologa czy terapeuty. Czasem zastanawiam się, czy ja będąc na ich miejscu, wytrzymałbym takie sytuacje, jakie ich spotkają”.

Ks. Andrzej stara się być dla nich troskliwym opiekunem i przez codzienną obecność zdobywać ich zaufanie. Często wieczorem siada na ławce i przeznacza ten czas na rozmowy z wychowankami. Nie narzuca się, nie strofuje, nie ogranicza czasu. Pewnego wieczoru przychodzi 17-latek. Siada obok ks. Andrzeja. „Jak zwykle zagajam co słychać, jak się czuje, jak mu idzie w szkole i czy w niedzielę chce odwiedzić ojca, bo jego matka zmarła”, misjonarz wyjaśnia, że starsi chłopcy mogą raz w miesiącu odwiedzić swoich krewnych, jeśli kogoś mają i sytuacja na to pozwala. Chłopiec kategorycznie odmawia. „Ty jesteś moim ojcem”, słyszy ks. Andrzej. Rozmowa trwa. „Ojciec wykorzystywał seksualnie jego młodszą siostrę, a on stanął w jej obronie. Został wyrzucony z domu na ulicę. Bardzo mocno to przeżył i przez dłuższy czas nie było z nim kontaktu. W tym roku ukończył szkołę, znalazł pracę, wynajął pokój i na razie daje sobie radę. Gdyby opisywać sytuacje wszystkich, to pewno powstałaby gruba księga…”.

Prawie wszyscy wychowankowie, którzy teraz otrzymują pomoc od salezjanów przeżyli traumę, którą spowodowali ich bliscy. Dlatego obecność psychologów i terapeutów jest niezbędna. Czasami trzeba wsparcia psychiatrów, wtedy opiekunowie kontaktują się ze specjalistami, zasięgają rady i proszą o wsparcie. „Rany psychiczne tych młodych ludzi są dość głębokie i potrzeba czasu na ich zagojenie, ale nadal pozostaje w nich trauma, która niejednokrotnie będzie trwała do końca życia”.

Wejdź na stronę kampanii BEZDOMNE DZIECI ULICY