Pamiętam jak na mojej pierwszej misji ksiądz Kanto powiedział mi: ,,Milena, z miłością jest tak, że jeśli sama decydujesz, że musisz przestać kogoś lub coś kochać, dla Twojego dobra czy też dlatego, że sytuacja tego wymaga – to będzie dla Ciebie dobre. Owszem, może trochę nad tym popłaczesz, ale z czasem zrozumiesz, że była to dobra decyzja i odetchniesz z ulgą. Ale jeśli to ktoś zdecyduje za Ciebie, jeśli okaże się, że teraz nie jest czas na to, by dać miłość w tym konkretnym miejscu, tym konkretnym osobom – to zawsze będzie bolało”.

Wiecie…tak też jest z tym moim Madagaskarem. Bo to data lotu na bilecie i pieczątka w paszporcie z wyraźnie widocznym terminem ważnej wizy przypomniała mi na misji, że muszę wrócić.

Wróciłam we wrześniu, a nie ma poranka, w którym nie obudziłabym się z myślą: ,,Ciekawe jak się miewa?” (Mój biedny Madagaskar oczywiście) To może głupie, bo tak naprawdę to przecież w Polsce mam to, w czym zostałam wychowana. Mam rodzinę, bliskich, przyjaciół, studia i pracę, które naprawdę lubię. A tak tęsknię za tamtym… Może to jakiś mój egoizm, bo przecież żyłam sobie tam beztrosko pośród tylu niesprawiedliwości i problemów, ale.. NIE moich.

Może tęsknię, bo to tam pierwszy raz w życiu poczułam, że ZNALAZŁAM. Nie pytajcie mnie co… bo sama nie wiem. Siebie? Powołanie? Z pewnością coś, czego szukałam całe życie, co serce moje napełniło miłością, której wcześniej nie znałam, a głowę spokojem, którego nigdy nie czułam. W taki sposób, że powtarzałam: ,,Dzięki Jezu, że dałeś mi znaleźć”.

I tak sobie dryfuję w tych wszystkich myślach, nie wiedząc często, które z nich kierowane są emocjonalną tęsknotą, a które niewyjaśnionym pragnieniem, jakie zrozumieć może chyba tylko On… Na misji zmęczenie i prze bodźcowanie odczuje nawet największy ekstrawertyk. Na misji ciężko jest mieć prawdziwego przyjaciela, bo zawsze będziesz “białym” czyli bogatym. Na misji widzisz bardziej to, co potrafisz, a jeszcze bardziej to, czego nie umiesz. Woda w kranie nie zawsze jest ciepła, w nocy w pokoju nawet w śpiworze marzniesz i często okazuje się, ze nie ma prądu. Ale wiecie, że ja pamiętam teraz tylko to, że… na misji ta najszczersza miłość biega na bosaka, z zawsze uciapanymi rączkami, że Chrystusa widzisz na ulicy i wtedy wiesz, że wszystko, czego im nie uczynisz, to tak jakbyś Jemu…, że ksiądz Bosko chodzi piechotą i widząc kolejną rękę proszącą o pomoc, ustami misjonarza mówi: ,,Przyjdź do oratorium. Tam – jesteśmy w stanie Ci pomóc”.

Któregoś dnia w sierpniu, pewna starsza siostra zakonna z Fianarantsoa, spojrzała na mnie i powiedziała: ,,Nie możesz sercem być tu, a głową i ciałem w Polsce. Niedobrze jest, żeby serce było osobno. Kiedyś będziesz musiała zdecydować” Wiem. Święty Jan Bosko mówił: ,,Chodźcie nogami po ziemi, a sercem mieszkajcie w niebie”. Skoro tak, to chyba stoję gdzieś w przedsionku z chłopcami z Magone i dziećmi z wioski trędowatych i czekam jeszcze, aż dokończę misję. Panie Jezu, dziękuję  Ci, że dałeś mi jeszcze jeden dom, na drugim końcu świata i pozwoliłeś mi znaleźć… Dalej proszę – prowadź.

 

Milena Kowalik
Pracowała we Fianarantsoa na Madagaskarze