20 czerwca obchodzimy Światowy Dzień Uchodźców. W tym roku pandemia i wprowadzone obostrzenia stanowią dodatkowe zagrożenia dla uchodźców i przesiedleńców. Najwięcej ludzi opuszcza własne domy w przypadku konfliktów zbrojnych, katastrof humanitarnych i w poszukiwaniu lepszych warunków ekonomicznych.
Salezjanie i salezjanki pomagają ludziom w obozach. W Kenii udzielają wsparcia dla m.in. uchodźców z Somalii. W Stambule ludziom, którzy uciekli z Iraku i Syrii. Podobnie w Libanie pomagają uciekającym przed wojną Syryjczykom. W Sudanie wspierają Sudańczyków Południowych. Przede wszystkim towarzyszą, starają się zapewnić pomoc w dożywianiu i organizują placówki edukacyjne dla dzieci i młodzieży, a także zajęcia resocjalizacyjne.
Palabek
Obóz dla uchodźców w Palabek powstał zaledwie 4 lata temu. Mieszkają tam Sudańczycy, którzy uciekli ze swojego kraju po wojnie domowej pomiędzy prezydentem i premierem. Mieszka tam około 53 tys. ludzi, w tym 75% to kobiety i dzieci. Raz w miesiącu otrzymują oni racje żywnościowe. Zbyt małe, żeby dostarczyć potrzebnych witamin i kalorii.
W pomoc włączyli się salezjanie. Prowadzą tam szkoły, organizują spotkania i aktywności dla mieszkańców, a także udzielają sakramenty. Uczą młodych ludzi mechaniki, fryzjerstwa, rolnictwa i budownictwa. Zdobycie zawodu jest bardzo ważne, bo daje młodym ludziom nadzieję, że kiedyś będą mogli zamieszkać poza obozem i podjąć pracę, dzięki czemu utrzymają własne rodziny. Niektórzy z nich, żeby dotrzeć do szkoły muszą iść przez dwie-trzy godziny w jedną stronę. Są zdeterminowani. Wiedzą, że to dla nich szansa.
W 2019 podczas wolontariatu misyjnego Mikołaj Hyży spędził kilka tygodni w obozie dla uchodźców w Palabek. Mimo ogromnej biedy i cierpienia, zauważył tam radość. Paradoksalnie w miejscu, po którym spodziewamy się wszystkiego co najgorsze: chorób, biedy, agresji, ludzie potrafią zauważać najmniejsze rzeczy i je doceniać. A może pomimo tego. Wolontariusz, tak wspomina ten czas:
„Wydaje mi się to abstrakcyjne, że Uganda, która sama nie jest bogatym krajem przyjmuje uchodźców w swoje granice. A jednak to jest rzeczywistość.
Pierwsze co mnie przywitało w Palabek to wszechobecny uśmiech. Uśmiech Mam, które pracowały w najgorętszym słońcu, rozbijały kamienie na żwir, by wyżywić swoje dzieci. Uśmiech dzieci, które niosły na głowach ogromne karnistry z wodą pitną. Uśmiech starszych ludzi pracujących na małych polach uprawnych. I to nie jeden z tych zmarnowanych czy zmęczonych życiem uśmiechów, lecz taki który płynie z głębi serca. Widząc to jedna myśl nie dawała mi spokoju: “Czy gdybym ja tak żył, to potrafiłbym się tak uśmiechać?”.
opr. M.T.