Od połowy kwietnia trwa konflikt w Sudanie. Swojej placówki nie opuściły salezjanki, wśród nich s. Teresa Roszkowska.
Siostry od początku wojny pomagają i ratują życie Sudańczyków. Stolica jest zupełnie zrujnowana, apteki i szpitale nie istnieją. Dom salezjanek przez cały dzień jest pełen dzieci i matek, a nocą przychodzi ich jeszcze więcej. Zarówno chrześcijanek i muzułmanek mieszkających w szałasach na obrzeżach Chartumu.
„Wielu rannych przychodzi z przestrzelonymi nogami, stopami. Przywożą ich na taczkach. Jak boleśnie i strasznie smutno widząc to wszystko… Jeden z naszych nauczycieli mieszka dość daleko od Chartumu i tam życie płynie dość normalnie. On zaopatruje nas w potrzebne bandaże, środki dezynfekcyjne, antybiotyki. Pieniądze mamy bardzo uszczuplone. Kupujemy tylko to, co naprawdę najkonieczniejsze” – pisze salezjanka.
Dzięki Waszemu wsparciu finansowemu, misjonarki mogły zakupić 350 kg cukru, ponad 200 kg mąki, olej, cebulę, lekarstwa, zwłaszcza środki opatrunkowe i antybiotyki.
DZIĘKUJEMY WSZYSTKIM DARCZYŃCOM I WSZYSTKIM Z SALEZJAŃSKIEGO OŚRODKA MISYJNEGO ZA OFIARY, MODLITWĘ I BLISKOŚĆ – dodaje s. Teresa.