Będąc na misjach przychodzi wiele refleksji i przemyśleń. Jednym z ważnych pytań jakie powinno się zapytać siebie to po co tu jestem? Czemu jestem akurat w tym właśnie miejscu? Przecież nie jest to Afryka, wszystko tu jest. Bieżąca woda, dzieci mają książki, ubrania i buty, a w sklepie można kupić wszystko.
Jednak czegoś brakuje. Brakuje miłości. Miłości, którą dają rodzice. To miejsce jest jak Valdocco, gdzie ks. Bosco przygarniał chłopaków ulicy. W naszych oczagach są dzieci i młodzież po przejściach, z rozbitych rodzin w których panuje przemoc, alkoholizm czy narkomania. W ostatnim tygodniu października odbyły się tygodniowe wakacje, podczas których dzieci mogły pojechać do domu. Nie dla wszystkich było jednak to możliwe. Co powiedzieć Arinie, która tak bardzo cieszy się na wyjazd do domu, kiedy okazuję się, że mama nie chce jej zabrać? Jaką dać odpowiedź Witalikowi, który pyta się czy jego mama dziś dzwoniła, bo kiedyś telefon był prawie codziennie, a teraz siostry się zastanawiają czy jeszcze żyje. To ciężkie, kiedy Angelina mówi otwarcie ,,Moja Mama mnie nie kocha”. Wiem, że na te wszystkie pytania nie ma dobrej odpowiedzi, a czasem nawet nie wiadomo co powiedzieć. Choć powiedzieć ,,wszystko będzie dobrze”, czy ,,zobaczysz następnym razem będzie inaczej” z czasem przestaje mieć na wartości, to wiem, że moja obecność przy nich jest dla nich ważna. Przy tych wszystkich sytuacjach utwierdzam się w przekonaniu, że jestem we właściwym miejscu.
Agnieszka Malinowska
Kapshagay, Kazachstan