Pracy nam nie brakuje – list ks. Andrzeja

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Kochani, dawno nie pisałem do was, a jak sami wiecie codzienność prawie taka sama. Wstawanie o 4.30, modlitwy i rozmyślanie w naszej kaplicy i Msza święta, jak nie na miejscu, to w różnych innych kaplicach czy ośrodkach. Następnie powrót do wspólnoty i codzienne obowiązki. A tych nie brakuje. Odwiedziny w naszych ośrodkach, szkołach, przedszkolach. Spotkania z dyrektorami, nauczycielami, wychowawcami, z radą techniczno-wychowawczą, przedstawicielami rządu itp. Ostatnio trochę nam się powiększył zakres obowiązków, oprócz ośrodków, nad którymi sprawuję pieczę i pięcioma szkołami, doszły jeszcze trzy przedszkola. Na razie wszystko pomału toczy się do przodu.

Udało się też powiększyć salę gastronomiczną w jednym z ośrodków. Jeszcze tylko wstawienie okien, drzwi i dzieciaki będą miały wygodniejsze praktyki. Piekarnia i stolarnia też funkcjonują, troszkę pomogła nam fundacja z Niemiec. Także przybyli nowi wolontariusze. W tej chwili mamy w ośrodkach dziewięcioro wolontariuszy: po jednej osobie z Meksyku, Hiszpanii i Włoch, a sześć – na rok – przyjechało z Niemiec. Przy niedostatecznej liczbie wychowawców, wolontariusze są dla nas skarbem. Pomagają nam w codziennych zajęciach, przy asystencji w odrabianiu lekcji, zaprowadzają dzieci do szkół, prowadzą różne warsztaty.

Także przybyło nam w ośrodkach wychowanków, a ich życiorysy są różne, często pokaleczone przez los, rodziców oraz brak opieki i zainteresowania ze strony rządu. Nie pamiętam, czy pisałem kiedyś, że trafiło do nas pięcioro dzieci z jednej rodziny. Ich matka zostawiała ich samotnych w domu, a sama wybywała nie wiadomo gdzie. Codziennie mam możność rozmawiać tak z chłopcami z naszych ośrodków, jak i z dziewczynkami z ośrodka prowadzonego przez siostry salezjanki i drugiego prowadzonego przez siostry Japonki, gdzie sprawuję służbę kapelana.

Życiorys prawie każdego wychowanka to wielka osobista tragedia. Najbardziej mi żal tych mieszkających na ulicy, w kanałach, pod mostami, narkomanów i innych. Wychowawcy z jednego z naszych ośrodków starają się pomagać im na różny sposób. W tym ośrodku przebywa 20 wychowanków, gdzie mają kąt do spania i ciepłe posiłki. Kierujemy ich też często na detoksykację, ale też codziennie wychowawcy, pielęgniarka i wolontariusze z tegoż ośrodka wychodzą do nich na ulice, wyszukują ich pod mostami. Roznoszą posiłki, w miarę funduszy i możliwości, kierują lub dowożą do lekarzy i tak wygląda ich codzienna służba, opiekują się ok. 150 dziećmi na ulicy. W innych ośrodkach raczej nie mamy narkomanów, ale pokaleczonych życiowo. Kierujemy ich do naszych szkół, staramy się szukać pracy i przygotowywać do życia w świecie. Organizujemy różne uroczystości szkolne, święta salezjańskie, zawody sportowe itp. Niedawno, w niedzielę zorganizowaliśmy dla nich i zaprzyjaźnionych ośrodków tzw. „Copa primawerta”, czyli „Puchary wiosenne” dla 700 osób. Ostatniego dnia miesiąca mieliśmy święto Wspomożycielki, jak i św. Jana Boso, gdzie w każdym święcie uczestniczyło przeszło 2 500 dzieciaków z nauczycielami i wychowawcami. W tym roku pierwszy raz biorę udział w wydarzeniu z tak dużą ilością młodych ludzi. Dzięki Bogu i pomocy dobrych ludzi, wolontariuszy miejscowych, wszystko idzie do przodu.

Pozdrawiam was wszystkich serdecznie i zapewniam o modlitewnej pamięci.

 

Ks. Andrzej Borowiec
Santa Cruz, Boliwia