Po sporych przygodach na lotniskach, doleciałyśmy w końcu na Madagaskar. Jest inny niż opisują go książki, filmy.

Ze stolicy Madagaskaru – Antananarywy, jechałyśmy aż 12 godzin na naszą placówkę. Zamiast kolorowych roślin i rzadkich gatunków zwierząt, zobaczyłyśmy po prostu biedę. Przeszywającą swą marnością nawet nas, zamkniętych w wygodnym i ciepłym samochodzie. Coś na wzór slumsów ciągnęło się przez całą drogę. Tak samo jak bazarowe stoiska, na których ludzie sprzedawali nawet kamienie, bo może uda im się sprzedać cokolwiek, by przeżyć.

W pewnym momencie za naszym samochodem zaczęła biec gromada dzieci. Stukali w szyby, głośno krzyczeli. Byłam pewna, że chcą namówić nas na kupno jakichś drobiazgów ze straganów ich rodziców, ale ksiądz powiedział, że dzieci zobaczyły butelkę wody leżącą przy przedniej szybie, blisko kierowców. Prawdopodobnie od dawna nie pili.

We Fianarantsoa spędzamy czas na półkoloniach salezjańskich w oratorium. Razem z animatorami prowadzimy animacje oraz mamy swoje dwie ciągle zwiększające się grupy dzieci, uczące się języka angielskiego. Na półkoloniach jest około 1000 dzieci i młodzieży w wieku od dwóch do dwudziestu kilku lat. Wyrywają nam blond włosy z głowy i zbierają je z naszych ubrań, chowając w kieszeni jak skarb. Skubią nam paznokcie, nie dowierzając, że nie ma pod nimi brudu. Patrząc na ich ubiór i czując ich zapach, można by powiedzieć, że Fianarantsoa jest równie biedna jak stolica. I byłaby to prawda, jeśli patrzylibyśmy tylko na kwestie materialne. Natomiast po tygodniu tutaj myślę, że nigdy nie widziałam miejsca tak bogatego. Bogatego miłością.

Nie mają butów, a na pewno dobiegną do nieba przede mną. Są wiecznie brudni, a serca mają czyste jak łzy, które potrafią sobie nawzajem otrzeć. Nie mają fizycznych powodów do radości, jednak wszędzie słychać ich śmiech. Nie wiedzą nic o świecie, ale widząc krzyż wiszący na mojej szyi –podchodzą, całują go i mówią: „Christi, Christi”. Nie znają angielskiego, ale potrafią powiedzieć kocham, nie otwierając nawet ust.
Nie tęsknię za domem. Dom to miłość. A tutaj widzę jej pełnię.

 

Milena Kowalik,
Fianarantsoa, Madagaskar