RELACJA S. TERESY ROSZKOWSKIEJ Z WOJNY
S. Teresa pracuje w Sudanie blisko 36 lat. W Chartumie, gdzie znajduje się salezjańska placówka, siostry prowadzą szkołę dla 850 dzieci. Przez konflikt zbrojny, który wybuchł 15 kwietnia 2023 roku misjonarki musiały zamknąć szkołę i rozpoczęły pomoc humanitarną. Przez 16 miesięcy przyjmowały matki z dziećmi, bezdomnych, chorych, samotnych. Choć musiały wyjechać z Sudanu, to pomoc na placówce trwa.
Przeczytajcie drugą część relacji s. Teresy z okresu walk. Pierwsza część dostępna pod tym linkiem: https://misjesalezjanie.pl/oaza-posrod-walk-w-sudanie-relacja-s-teresy-cz-1/
Pomagają nam żołnierze
Od maja 2023 roku nie mieliśmy już prądu. Korzystaliśmy z generatora, który włączaliśmy co drugi dzień, aby pompować wodę dla siebie i wszystkich potrzebujących mieszkańców okolicy. Gdy skończył się olej napędowy, pomoc wojska umożliwiła nam dalsze funkcjonowanie. Sytuacja stawała się coraz trudniejsza, ale na szczęście otrzymaliśmy panele słoneczne. Ich zakup sfinansowała nasza Matka Generalna Zgromadzenia, s. Chiara. Następnie biuro Dyrektora Generalnej Służby Wywiadowczej, generała Ibrahima Mufaddala, zajęło się logistyką i dostawą, a Chan przetransportował je samolotem do nas w Shajara.
Wkład Generalnej Służby Wywiadowczej oraz wysiłki sudańskich sił zbrojnych znacznie złagodziły nasze cierpienia. Dostarczali pilną pomoc humanitarną cywilom w regionie. Mimo to ludność cywilna nadal boryka się z ogromnymi trudnościami, pogłębionymi przez zbrodnie popełniane przez Siły Szybkiego Wsparcia (RSF) na terenach pod ich kontrolą. Wiemy, że żołnierze RSF w innych częściach Chartumu niszczyli kościoły i dokonywali grabieży. Rozbijali duże figury Maryi i Jezusa, szukając w nich pieniędzy i złota. Z kościołów zabierali samochody, laptopy, komputery, lekarstwa… Wszystko, czego nie mogli zabrać, niszczyli.
Mamy nadzieję na zakończenie tej przemocy i przywrócenie bezpieczeństwa bezbronnym ludziom, którzy cierpią z powodu brutalności RSF. Chcemy podkreślić, że żaden członek RSF nigdy nie wszedł na teren naszej misji. Byliśmy skutecznie chronieni przez sudańskie siły zbrojne (SAF).
Coraz bardziej odczuwaliśmy brak żywności, zwłaszcza dla dzieci i chorych. Międzynarodowy Czerwony Krzyż chciał nam dostarczyć pomoc, ale po przeanalizowaniu sytuacji uznał, że dotarcie do nas jest niemożliwe – zbyt niebezpieczne.
Próba ewakuacji
Sytuacja z dnia na dzień się pogarszała. Nasza przełożona generalna, s. Chiara, wraz ze Wspólnotą św. Egidio szukała sposobów na ewakuację nas z Shajara do bezpieczniejszego miejsca. Od początku stanowczo podkreślaliśmy, że przeniesiemy się tylko pod warunkiem, że nasi podopieczni zostaną ewakuowani razem z nami. Zostawienie ich było dla nas po ludzku niemożliwe.
W połowie listopada 2023 otrzymaliśmy nagraną wiadomość od matki generalnej, która mówi: „Ewakuacja nie jest jakimś wyborem, którego mamy dokonać, ale sprawą, którą musimy zaakceptować, dokonać… Czerwony Krzyż przekazał wiadomość do Saint Egidio wspólnoty w Rzymie, że miejsce, gdzie jesteście, jest bardzo niebezpieczne. Nasz dom znajduje się na linii frontu, na linii walk. Widząc, że wojna nie ma się ku końcowi i właśnie w miejscu, gdzie jesteście, będzie ostatecznie wielka walka o te obszary. Czerwony Krzyż będzie miał wielki problem, żeby dowieźć wam cokolwiek. Rozważając to wszystko odnośnie was jako wspólnoty, dzieci, matek i innych, którzy są razem z wami, nic więcej nie można zrobić. Jedynie ewakuować was w bezpieczne miejsce”.
Chociaż z jednej strony czułyśmy, że jesteśmy wystarczająco bezpieczne na misji i chronieni przez SAF — armię rządową, to jednak z drugiej strony drogi były zablokowane przez rebeliantów; podejrzewałyśmy, że przejście może być bardzo niebezpieczne… Powiedziano nam jednak, że ewakuacja może być możliwa dzięki porozumieniom obu stron SAF (armia rządowa) i RSF (armia rebeliantów) oraz ich snajperów.
Od samego początku ostatniego konfliktu w Sudanie Wspólnota św. Egidio ostrzegała s. Chiarę Cazzuolę, Matkę Generalną Zgromadzenia Córek Maryi Wspomożycielki, o zagrożeniach w Chartumie i na placówce sióstr salezjanek.
Nasze zgromadzenie od lat utrzymuje bardzo bliskie relacje ze Wspólnotą św. Egidio. Wspólnie rozpoczęliśmy poszukiwanie rozwiązań, które mogłyby zagwarantować bezpieczeństwo sióstr, księdza, pana Chana i 105 osób dzielących z nami codzienne życie w Dar Mariam, w Shajara w Chartumie.
Proces ten, obejmujący organizację podstawowych środków (żywności, wody, lekarstw) oraz zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim ewakuowanym, wymagał cierpliwego dialogu między przedstawicielami Wspólnoty św. Egidio (na czele z Paulo Impagliazzo), naszą Matką Generalną oraz kombonianami z Port Sudan (prowincjałem Diego Carbonare i o. Jorge Naranjo). Warto podkreślić, że ojcowie kombonianie doskonale znają teren Sudanu i utrzymują ważne relacje z lokalnymi władzami oraz wojskiem.
Najpierw zawarto porozumienie z Międzynarodowym Czerwonym Krzyżem w sprawie ewakuacji wszystkich 112 członków naszej misji 10 grudnia 2023 roku. Plan zakładał najpierw podróż do miasta Medani, a następnie do Kosti. Niestety, nie udało się go zrealizować – sytuacja na drogach była dramatyczna. Niepowodzenie pierwszej próby ewakuacji było bolesnym ciosem dla wszystkich, ale nie ustaliśmy w poszukiwaniach kolejnych dróg ratunku.




Wołanie o pomoc
11 lipca 2024 roku w Rzymie s. Ruth wzięła udział w konferencji prasowej dotyczącej Sudanu pt. „Zatrzymać katastrofę humanitarną”. Wydarzenie zostało zorganizowane we współpracy ze Wspólnotą św. Egidio, organizacjami Emergency i Lekarze bez Granic oraz ojcami kombonianami, aby omówić dramatyczną sytuację humanitarną, przed którą stoi Sudan.
Obecnie prawie 10 milionów osób zostało wewnętrznie przesiedlonych, a 2 miliony zmuszono do ucieczki z kraju – przy łącznej populacji wynoszącej 47 milionów mieszkańców. Sudanowi grozi klęska głodu, jeśli społeczność międzynarodowa nie podejmie pilnych działań i nie zapewni natychmiastowej pomocy humanitarnej.
Celem tej konferencji było zmobilizowanie włoskiej opinii publicznej oraz wezwanie władz do podjęcia działań humanitarnych na rzecz ludności Sudanu, a także do poszukiwania dyplomatycznych rozwiązań na rzecz trwałego pokoju w tym kraju. W wydarzeniu uczestniczyło kilku dziennikarzy.
Pomagali nam na wiele sposobów
Matkę Generalną poinformowano o szczegółach nadchodzącej ewakuacji. Generalna Służba Wywiadowcza w Port Sudan z pełną precyzją przejęła odpowiedzialność za przeprowadzenie operacji. Plan zakładał przeniesienie sióstr, księdza, pana Chana, dzieci, matek oraz pozostałych mieszkańców misji Shajara najpierw do Port Sudan. Ten wysiłek odzwierciedlał zaangażowanie w ochronę życia i zapewnienie bezpieczeństwa osobom zaangażowanym w pomoc humanitarną i działalność religijną.
Dyrektor Wywiadu, generał Ibrahim al-Mufadal, wykazał szczególną troskę o bezpieczeństwo sióstr i dzieci. Było to widoczne podczas spotkania w jego biurze, gdzie zapewnił wszelkie niezbędne udogodnienia, by umożliwić nam bezpieczne dotarcie do Juby. Dodatkowo pomoc doraźna, którą zorganizował generał Mufadal, odegrała kluczową rolę w łagodzeniu trudnej sytuacji w Shajara. Dostarczył leki, panele słoneczne przekazane przez pana Chana oraz sprzęt internetowy wysłany przez generała Nuzradina.
Z jego biura przybył również inżynier, aby zainstalować ten sprzęt w naszym domu, wspierając misję Dar Mariam w kontynuowaniu jej działalności, dopóki pozostaniemy w Dar Mariam.




Ewakuacja
W czerwcu 2024 roku sudańskie siły zbrojne, wraz z generałem Nuzrudinem oraz generałem Omerem al-Noamanem (który we wrześniu stracił życie podczas starć między siłami zbrojnymi a bojówkami w Shajara), odwiedziły nas i poinformowały, że musimy być gotowi do ewakuacji w każdej chwili. Mieliśmy otrzymać wiadomość o wyjeździe zaledwie dwie godziny wcześniej. Operacja musiała odbyć się w całkowitej ciemności, w noc bez księżyca. Plan zakładał przeprawę łodzią przez Nil, a cała akcja miała pozostać ściśle tajna. Powiedziano nam: „Ewakuacja powiedzie się, jeśli będziecie w stanie zachować tajemnicę, nawet jeśli jest to bolesne”. Oznaczało to, że nie mogliśmy rozmawiać o tym z nikim, nawet z mieszkańcami Dar Mariam – choć oni również mieli zostać ewakuowani.
W niedzielę, 27 lipca 2024 roku, około godziny 19:00, nadeszła wiadomość, że ewakuacja rozpocznie się około 21:00. Najpierw miałyśmy zostać zabrane tylko my, siostry, ksiądz Jacob i pan Chan, ponieważ byliśmy obcokrajowcami. W tym momencie kazano nam wyłączyć telefony komórkowe.
Około godziny 22:00, gdy panowała już całkowita ciemność, przyjechali żołnierze, by zabrać nas na miejsce ewakuacji. To był niezwykle trudny moment – musieliśmy odejść bez pożegnania z naszymi dziećmi i bliskimi. Wszystko to trzeba było zaakceptować dla dobra i bezpieczeństwa operacji. Wychodziliśmy z domu w ciszy i bólu, podczas gdy dzieci i wielu innych mieszkańców już spali. Opuszczaliśmy ludzi, z którymi spędziliśmy 16 miesięcy w tym dramatycznym czasie. Tylko kilka matek zauważyło nasze odejście i podbiegło do samochodu, by nas pożegnać… To był smutny i bolesny moment dla wszystkich.
Pod osłoną nocy, bez włączonych świateł, zostaliśmy przewiezieni samochodem nad brzeg Nilu. Towarzyszyło nam wielu żołnierzy. Na rzece cumowała duża łódź, na której czekała grupa specjalnych jednostek wojskowych mających nas chronić. Pomogli nam wejść na pokład i polecili, byśmy położyli się na podłodze.
Jeden z nich poinformował nas, że przeprawa przez Nil do Omdurmanu (wyzwolonej dzielnicy Chartumu) potrwa około 50 minut. W przypadku ataku mieliśmy zachować spokój i milczenie…
Kiedy dotarliśmy na miejsce, około pierwszej w nocy, nad brzegiem stały już samochody gotowe, aby zabrać nas do domu sióstr Matki Teresy. Wszystko to odbywało się w całkowitej ciszy… Do domu sióstr dotarliśmy około godziny drugiej nad ranem. Było tam kilku dorosłych ludzi i gromadka dzieci, którzy tam też znaleźli schronienie. Siostry Matki Teresy były ewakuowane do Port Sudan już na początku wojny w kwietniu 2023 roku.
Następnego dnia rano oficer Muzamil, członek Biura Generalnych Służb Wywiadowczych w Port Sudan, który wziął na siebie pełną odpowiedzialność za naszą bezpieczną ewakuację i od wielu dni czekał na nas w Omdurman, zaopiekował się nami natychmiast po naszym przyjeździe. Kupił jedzenie – po 16 miesiącach mogliśmy wreszcie zjeść chleb, warzywa i owoce. Zabrał niektórych z nas do lekarza na badania, zapewnił lekarstwa i wszystko, czego potrzebowaliśmy.
Następnego dnia pan Chan wrócił do Shajara Dar Mariam, aby towarzyszyć innym w ich ewakuacji do Omdurman w taki sam sposób jak my. Ostatecznie przybyło tylko ośmiu członków, a reszta pozostała w naszej misji Dar Mariam w Shajara, nie chcieli wyjechać.
6 sierpnia oficer Muzamil zabrał nas samochodem do Port Sudan nad Morzem Czerwonym – miasta wolnego od wojny. Podróż trwała prawie dwa dni. Na miejscu Muzamil przygotował niezbędne dokumenty, abyśmy mogli bezpiecznie wyjechać z Sudanu do Południowego Sudanu, do Juby.
Zabrał nas także do biura Generalnych Służb Wywiadowczych, gdzie mieliśmy okazję spotkać się z generałem Mutfadalem i osobiście podziękować mu za wszelką pomoc – żywność i lekarstwa. Przede wszystkim jednak wyraziliśmy wdzięczność za troskliwą opiekę armii SAF nad nami, gdy my i nasi ludzie przebywaliśmy w Shajara, a także za wszystkie przygotowania do naszej bezpiecznej ewakuacji.



Módlmy się o pokój
Kombonianie w Sudanie nadal z nami współpracują, aby pomóc naszym ludziom, którzy pozostali w misji Dar Mariam w Shajara. Przebywa tam około 70–80 dorosłych i prawie 20 dzieci. Wiemy, że nasi ludzie nie są pozostawieni sami sobie – generał Nazrudin i inni regularnie ich odwiedzają.
Proszę, nadal módlcie się za Sudan, aby ta wojna wreszcie dobiegła końca, aby Bóg obdarzył cały naród darem trwałego pokoju i byśmy mogli do nich powrócić.
Chciałabym podkreślić, że naszą misję pozostawiliśmy w rękach pani Susanny Kur, która pracowała z nami przez ponad 30 lat. Teraz sama opiekuje się wszystkimi ludźmi mieszkającymi w misji Dar Mariam. Stara się zdobywać żywność oraz wszystkie inne niezbędne rzeczy. Susanna jest z nami w stałym kontakcie i regularnie informuje nas o sytuacji w misji. Dzięki temu możemy kontynuować pomoc dla tych ludzi i ich rodzin.
Mam też ważną, dobrą wiadomość – wojna, która przez wiele miesięcy toczyła się w naszej strefie Shajara, już tam nie trwa. Snajperzy nie ostrzeliwują naszego domu, a ludzie odważniej wychodzą na zewnątrz. Choć problem z żywnością pozostaje poważny, udało nam się wysłać im trochę pieniędzy, dzięki czemu żołnierze mogli dostarczyć jedzenie rzeką z Omdurmanu. Dzięki temu na Boże Narodzenie nikt nie był głodny.
Wierzę, że wrócę do Sudanu
Córki Maryi Wspomożycieli, salezjanki, przybyły do Sudanu 24 stycznia 1989 roku, aby wspierać siostry pracujące w południowej części kraju od 1983 roku, gdy Sudan był jeszcze jednym państwem.
Do 2023 roku w Shajara prowadziliśmy przedszkole i szkołę podstawową, w których uczyło się łącznie 850 uczniów z ubogich rodzin oraz niemal 100 dzieci, które z powodu wojny lub innych okoliczności nigdy wcześniej nie chodziły do szkoły. Wśród naszych podopiecznych byli zarówno chłopcy, jak i dziewczęta, muzułmanie i chrześcijanie. Dla dzieci, które nie miały wcześniej dostępu do edukacji, stworzyliśmy specjalny program przyspieszonej nauki – w ciągu roku realizowały materiał z dwóch lub trzech klas, aby mogły później dołączyć do poziomu odpowiedniego dla ich wieku. Wielu uczniów pozostawało w naszej szkole, inni kontynuowali naukę w placówkach znajdujących się bliżej ich domów. Taką praktykę stosowaliśmy od lat. Wiemy, że niektórzy z naszych absolwentów studiują, inni znaleźli dobrą pracę, a co najważniejsze – są uczciwymi ludźmi.
Prowadziliśmy również oratorium, program wsparcia i promocji kobiet, a także szwalnię, w której szyto mundurki dla dzieci z różnych szkół, zwłaszcza dla naszych uczniów. Organizowałyśmy wakacyjne oazy formacyjne dla dziewcząt. Miałyśmy także mały szpitalik, który służył dzieciom z naszej szkoły oraz ubogim mieszkańcom okolicznych terenów.
Głęboko wierzymy, że BÓG pozwoli nam wrócić do naszych ludzi i rozpocząć to wszystko na nowo.



