Moja misja w Kazembe właśnie dobiegła końca, wraz z Bartkiem spędziliśmy tam prawie 2 miesiące.
Już po chwili pobytu w Kazembe zauważyłem, jak bardzo jesteśmy potrzebni tutaj jako wolontariusze. Każdy wolontariusz jest na wagę złota.
U tutejszych mieszkańców bardzo widać wszelakie potrzeby – potrzebę słowa wsparcia, pomocnej dłoni czy wspólnego spędzenia czas, która uczy po prostu obecności. Czasami także trzeba było technicznie pomóc coś naprawić, zlutować, posklejać.
Misja pokazała mi jak niepowtarzalny i cenny jest każdy dzień. Codziennie mieliśmy inne zadanie – raz malowanie, sprzątanie, rąbanie drewna oraz drobne prace elektryczne. W oratorium organizowaliśmy zajęcia z dziećmi i młodzieżą, które za każdym razem wyglądały nieco inaczej.
Widać było jak się dzieci cieszyły, gdy spędzaliśmy z nimi czas. Było to zauważalne podczas zabaw w oratorium i na wieczornych zajęciach z informatyki, gdzie uczyliśmy dzieci jak rysować na komputerze.
W sierpniu zorganizowaliśmy półkolonie dla dzieci i młodzieży. Każdy z wolontariuszy mógł wykorzystać swoje talenty podczas prowadzonych warsztatów. Odbywały się m.in. zajęcia taneczne, interesujące lekcje o dinozaurach i samolotach, a także różnorodne gry, aktywności sportowe, kreatywne zabawy oraz warsztaty fotograficzne.
Szczególnie zapadły mi w pamięć wieczorne spacery po całym dniu pracy. Z oddali co chwila słychać było wołanie „muzungu” czyli „biały”. Z czasem coraz częściej rozbrzmiewało moje imię: „Dominik, how are you?”. Niekiedy dzieci tańczyły układ, którego uczyłem je podczas warsztatów tanecznych. Będzie mi bardzo brakowało tych serdecznych pozdrowień. Dzieci naprawdę nie potrzebowały wiele, by się cieszyć – wystarczyła chwila wspólnej zabawy i odrobina wygłupów.
Podczas tych dwóch miesięcy pracy szczególnie zwróciłem uwagę na kolegę z oratorium, który w trakcie Mszy św. nie podchodził do Komunii Świętej, a w jego oczach często widać było smutek. Pewnego dnia wybraliśmy się razem na spacer i odbyliśmy szczerą rozmowę, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie – przede wszystkim ze względu na jego dojrzałość. Wielką radość przeżyłem, gdy podczas ostatniej Mszy przed naszym wyjazdem zobaczyłem go przystępującego do Komunii. Dla takiego momentu – dla jednej osoby powracającej do Boga – warto było podjąć trud wyjazdu.
Pod koniec misji, wspólnie z mieszkańcami Kazembe, zajęliśmy się oświetleniem i instalacją elektryczną w kaplicy. Byłem przeszczęśliwy, że mogłem wykorzystać w praktyce wiedzę zdobytą na studiach właśnie tutaj, na misji. Nigdy nie zapomnę chwili, gdy o 3:30 nad ranem opuszczaliśmy Kazembe – wśród ciemności widniała rozświetlona kaplica. Poczułem wtedy ogromną satysfakcję: misja zakończona powodzeniem.
Zostawiliśmy po sobie światło, zasialiśmy dobre ziarno – oby nasza praca wydała obfity owoc. Pozostaję w gotowości, czekając na kolejną misję, tam, dokąd pośle mnie Pan.
Dominik Słomiński
pracował w Kazembe, w Zambii







