Po 5-ciu latach Bóg tak zadziałał w moim życiu, że po raz kolejny udało mi się wyjechać na wolontariat misyjny do Afryki. Na początku września zaczęłam pełnić posługę w Rwandzie, gdzie swoją pracą wspieram Inspektorię Salezjańską AGL we wschodniej części czarnego lądu. Moja 3-miesięczna misja prowadzona jest w stolicy kraju – Kigali.
4 września rozpoczęłam swoją misję na afrykańskiej ziemi. Mieszkam w domu prowincjalnym Inspektorii Salezjańskiej, która skupia w sobie trzy państwa: Ugandę, Rwandę i Burundi. W tutejszej wspólnocie jest ośmiu księży, głównie Afrykańczyków, ale jest również Kanadyjczyk i Polak.
Od pierwszego dnia mojego przyjazdu na placówkę zostałam tutaj bardzo ciepło przyjęta. Księża pokazali mi wspólnotę i pokrótce opowiedzieli co i gdzie się znajduję. W ciągu dnia oczywiście każdy zajmuje się swoimi obowiązkami, natomiast spotykamy się na porannej mszy świętej i posiłkach, w czasie których mamy czas, aby ze sobą porozmawiać i podpytać, co się u kogo dzieje.
Na misjach mój dzień zaczyna się o 7:00, kiedy wspólnie spotykamy się na Mszy św. w naszej kaplicy. Z uwagi na to, że Rwanda jest krajem gdzie funkcjonuje język angielski i francuski, to we wspólnotach na co dzień zdecydowanie przeważa ten drugi. Stąd też i Msza jest tutaj odprawiana właśnie po francusku (nota bene w języku, którego w ogóle nie znam). Po mszy wspólne śniadanie, po którym rozchodzimy się do swoich obowiązków.
Będąc w Rwandzie wspieram swoim doświadczeniem funkcjonujące na naszej placówce Biuro Rozwoju Projektów. Jest to 10-cio osobowy dział, który zajmuje się pozyskiwaniem funduszy i realizacją projektów misyjnych w 15 należących do naszej prowincji placówkach, mieszczących się właśnie w Rwandzie, Ugandzie i Burundi.
Do moich obowiązków należy m.in. wsparcie w realizacji i rozliczeniu projektów finansowanych ze środków polskich organizacji oraz nawiązywanie kontaktów z potencjalnymi nowymi organizacjami, które również chciałyby wesprzeć placówki salezjańskie w tutejszej prowincji. Wdrażając się na początku w swoje zadania, miałam okazję odwiedzić kilka placówek misyjnych, aby zobaczyć jakie projekty są na nich realizowane i jakie w ogóle dzieła są tam prowadzone.
Potrzeb jak wiadomo jest bardzo dużo, dlatego prowadzimy w całej prowincji projekty humanitarne, infrastrukturalne, edukacyjne i doraźne dotyczące np. dożywiania naszych podopiecznych, czy finansowania czesnego w szkołach. Salezjanie prowadzą przede wszystkim szkoły, oratoria dla dzieci z ościennych wiosek i dzieci z ulicy oraz szkoły zawodowe, gdzie mieszkańcy mogą zdobyć fach, pozwalający im na znalezienie pracy (stolarstwo, krawiectwo, budownictwo, ogrodnictwo, gastronomia itp.).
O godz. 12:30 mam przerwę na obiad ze wspólnotą i później wracam do biura, gdzie pracę kończę zazwyczaj o godz. 16:00. Na kolacji spotykamy się z księżmi o godz. 19:00, po której odmawiamy wspólnie różaniec w języku francuskim i angielskim. Wieczory to dla mnie zazwyczaj czas na kontakt z bliskimi i odpoczynek.
Samo miasto Kigali potrafi zachwycić. Widoki roztaczające się wokół potrafią zapierać dech w piersi, a czystość i porządek na ulicach sprawiają, że wygląda to lepiej niż w niejednym europejskim mieście. Oczywiście jak to w Afryce i przy równiku bywa – słońce zachodzi tutaj o godz. 18:00, a wstaje o 6:00 rano. Od września zaczęła się tutaj pora deszczowa, więc popołudniami obficie leje i błyska się z nieba. W ciągu dnia jednak można dojrzeć promienie słoneczne, a termometr wskazuje zazwyczaj około 25 – 28 stopni. Noce, z racji dużej wilgotności, potrafią być zdecydowanie zimne.
Po kilku tygodniach można powiedzieć, że się tutaj bardzo dobrze zaaklimatyzowałam. Przyswajam nowy język – o dziwo nie lokalny, czyli kinyarwanda – ale francuski, którym posługujemy się w większości na placówkach. Z lokalnym językiem mogę się osłuchać w czasie niedzielnej ponad dwugodzinnej Eucharystii, na którą udaje się do jednej z salezjańskich parafii, po sąsiedzku. Jest tutaj oczywiście bardzo dużo śpiewu i radosnego chwalenia Boga. Tego właśnie my – nudni Europejczycy – powinniśmy się uczyć od naszych braci z czarnego lądu.
Ewelina Paździor
Kigali, Rwanda