Misja
Na misji jesteś biały albo czarny. Dosłownie i w przenośni.
Na misji możesz Boga znaleźć albo zupełnie Go zgubić.
Pięć miesięcy to dobry czas na odpowiedź. Gdzie mój Bóg? Po co mnie tu przysłał? Wiara jest trudna. Potrzeba nam widzieć, dotykać, czuć, żeby naprawdę wiedzieć, że coś istnieje.
Na przykład miłość. Ktoś, kto nigdy nikogo nie kochał, nie może wiedzieć, czy miłość istnieje, czy nie. Na przykład Bóg. Ktoś, kto nigdy nie próbował w Niego uwierzyć, nie może wiedzieć, czy On istnieje, czy nie.
Zawsze interesowali mnie ludzie, którzy nazywają siebie ‘ateistami’. Czy oni kiedykolwiek próbowali znaleźć Boga? Sprawdzić czy On faktycznie istnieje, czy nie istnieje? Bo jeśli nigdy Go nie szukali, to dlaczego mówią, że go nie ma?
I nie mówię tu o ‘szukaniu’ w sensie udaniu się w niedziele do Kościoła. Mówię o łapczywym poszukiwaniu, aby naprawdę wiedzieć, aby naprawdę uwierzyć – że On jest, albo że Go nie ma.
Katolik
W Afryce nie ma ateistów. Zambia nie jest krajem katolickim. Prowincja, w której się znajduję to Luapula. Jest tu najmniejszy odsetek katolików w całej Zambii – ok. 30%. Reszta to wyznawcy religii – Republic of Zambia, Seven Days itp.
W Polsce kościołów katolickich jest więcej niż szpitali. W Zambii idę ulicą i mijam trzy różne wyznaniowo kościoły. Wybór rzuca mi się w oczy. Dziś mogę pójść do tego kościoła, a jutro do innego. Gdy poznaję jakiegoś Zambijczyka, to ten pyta mnie „Jaką wiarę wyznajesz?” W Polsce chyba nigdy nie usłyszałam tego pytania. A czasem tak dobrze przypomnieć sobie i powiedzieć „Jestem katolikiem”.
W tym zdaniu znajduję Boga. Czuję dumę, gdy wypowiadam te słowa. Widzę też tą wyżej uniesioną brodę w osobie Zambijczyka, który jasno deklaruje swoją wiarę. Zambijczyk jest dumny ze swojej religii. Pisze na szyldzie swojego sklepu, wielkimi literami „I trust in God” (wierzę w Boga). Pisze na masce swojego samochodu „God loves you” (Bóg Cię kocha). Kobiety chodzą po ulicach w chitengach, na których wyszyty jest napis – Catholic Women (kobiety katoliczki). Dzieci zakładają na szyje różańce. Afrykańczyk nie wstydzi się swojej wiary. On jest z niej dumny.
Odnajduję w tym Boga.
A potem…
Potem zdeklarowany katolik kradnie nam 100 jajek z farmy. Dla Afrykańczyka ukraść to jak dla Europejczyka przekląć. Niby nie wolno, ale od czasu do czasu się zdarzy.
Kobieta przychodzi do kościoła w chitenge z wizerunkiem Maryi, a potem dokonuje aborcji i zabija swoje nienarodzone dziecko. Właściciel sklepu z napisem ‘God is my shepherd’ (Pan jest moim pasterzem), bije swoje dzieci i żonę. Osiemnastoletni chłopak z różańcem na szyi ciągnie swoją koleżankę za rękę do buszu, żeby tam dowieść swojej męskości. A potem ta szesnastoletnia dziewczyna, która co niedziele tańczyła przed ołtarzem, przestaje tańczyć, bo brzuch jej rośnie. Małżeństwo, które uczy swoje dzieci dziesięciu przykazań, żyję bez ślubu, bo dopiero po szóstym dziecku, kobieta jest naprawdę ‘kobietą’ i można ją poślubić.
No i gdzie ten Bóg?
Dzieci
Odnajduję Boga w dzieciach. W dzieciach, które zakrywają twarz dłońmi, gdy się modlą, żeby bardziej mogły się skupić. Które odmawiają z Krzyśkiem różaniec dwa razy w tygodniu, po czym pytają się, dlaczego nie mogą odmawiać go codziennie. Dzieciaki są pełne energii, biegają i wrzeszczą. Dasz dziecku różaniec, a ono spowalnia swój krok i w spokoju odmawia „Zdrowaś Maryjo” 50 razy, po czym pyta się, czy jutro też się pomodlicie. Gdy ja byłam w ich wieku, męczyłam się po jednej dziesiątce.
Napełniają mnie energią dzieci, które czekają na mnie 5 godzin na ulicy. Które przynoszą mi siatkę mango, albo grzyby zebrane w buszu. Które biegną do mnie, gdy tylko mnie zobaczą. Które w sierpniu nie chciały się przytulić, a teraz pytają, czy dam im buziaka.
A potem…
Potem nie masz czasu, żeby opatrzyć dziecku ranę, więc krzyczy za Tobą „Ilona go back to Poland!”. Ci sami chłopcy, którzy rano odmawiali różaniec popołudniu biją dziewczyny, nie wiadomo za co. Dzieci, które tak bardzo Cię lubią, okradają Cię z kredek, nożyczek i długopisów. Florence biegnie w moją stronę, żeby się przywitać, a potem pyta czy dostanie cukierka. Odmawiam, więc uderza mnie pięścią i mówi „Ilona is no good”.
Boże, gdzie jesteś?
Powołanie
Wierzę w powołanie, gdy widzę księży, którzy od 25 lat żyją na misji. Którzy zostawili swoją ojczyznę, swoje rodziny, zostawili wszystko dla Boga. Którzy w Afryce nigdy nie poczują się jak w domu, którzy zawsze będą tu obcy. A mimo to żyją tu i się nie poddają, bo wierzą, że to ich droga. Widzę, jak przezwyciężają bariery językowe i kulturowe, jak starają się rozwijać swoje placówki. Widzę, ile razy ktoś ich oszukuje, nie okazuje im szacunku, bo są biali, więc co mogą wiedzieć? Widzę ich poświęcenie i oddanie się Bogu.
A potem…
Potem widzę jak Ci sami misjonarze upadają. Jak błądzą. Jak dają złe świadectwo. Jak tracą swoje cele. Jak gubi ich własna ambicja i pycha.
Więc patrzę jeszcze na siebie. Na to, że odważyłam się tu przyjechać i dziś mija moje pięć miesięcy na misji. Widzę, jak zależy mi na modlitwie. Czuję motywację do pracy, chcę być jak najwięcej z dziećmi, chcę robić wszystko to, do czego się nadaję.
A potem…
A potem mi się nie chce. Potem się denerwuje na dzieciaki i krzyczę na nie tak, że cały wieczór boli mnie gardło. Widzę, ile razy jestem niekonsekwentna w decyzjach, ile razy nie dotrzymuje słowa. Czuję fałsz, gdy widzę niesprawiedliwość, ale siedzę cicho, bo ‘nie wypada’ się odzywać. Wątpię, nie dowierzam, nie ufam. I tak w kółko.
Boże czemu nie pomagasz?
Świetlik
A na końcu…
Na końcu wchodzę do kaplicy. Pomieszczenie zalewa mrok. W domu nie ma prądu, a na zewnątrz księżyca. Czuję jak cały dzień pulsuje mi w głowie. Zmęczenie nie pozwala klęczeć, tylko kładzie mnie na ziemi. Chciałabym coś Bogu powiedzieć, ale nie mam słów. Tak bardzo chciałabym się pomodlić, ale czuję tylko pustkę. Nie chce mi się dziękować, bo czuję rozczarowanie, nie chce mi się prosić, bo to nie ma sensu. Czuję tylko ten mrok, który zalewa wszystko w koło, który wlewa się do środka mnie.
I w kaplicy pojawia się światłość. Unosi się nad ziemią i delikatnie falując rozświetla mrok wokół siebie. To świetlik. Świetlik, który jest tak maleńki, że na dworze czasem ciężko go zauważyć. Jego światło jest tak drobne, a w jednej chwili ociepla całe pomieszczenie.
Świetlik ląduje na ołtarzu. Nie na podłodze, nie na krześle, nie na półkach, tylko właśnie na ołtarzu, a ja czuję, jak wzruszenie klei mi oczy i dusi gardło.
I rozumiem.
Rozumiem, że w tym całym ludzkim syfie, w aborcji, w kradzieży, w maltretowaniu, w oszustwach, w podłości, w fałszu, w tym wszystkim, co zalewa nasz świat mrokiem, wystarczy jedno, maleńkie światło, żeby wygrać z ciemnością, żeby uwierzyć.
Tym światłem jest Bóg.
Ilona Kaczmarek
Zambia