Mamy ten sam cel, jakim jest Projekt Księdza Bosko

31 stycznia świętujemy uroczystość św. Jana Bosko, a inspektoria ATE świętowała 25-lecie istnienia, chociaż salezjanie pracowali tu dużo wcześniej. W uroczystościach brał udział ks. Jacek Zdzieborski, który rozmawiał z inspektorem – ks. Rolandem Mintsa. Inspektoria ATE obejmuje Kamerun, Czad, Republikę Środkowoafrykańską, Gabon, Gwineę Równikową.

 

Ks. Jacek Zdzieborski: Poproszę o przedstawienie historii, rozwoju zgromadzenia. Jaka jest kondycja młodzieży, zgromadzenia i Kościoła w tym kraju?

Ks. Roland Mintsa: Jesteśmy inspektorią ATE, tzn. Afryka Tropikalna Równikowa. Jest to obszar środkowej Afryki. ATE, początkowo składająca się z sześciu państw, zaczęła przyjmować misjonarzy zanim został ogłoszony Projekt Afryka. Nie było wówczas żadnego salezjańskiego projektu misyjnego. Przybyli do nas Francuzi (do Kongo i Kamerunu) i Belgowie (Republika Środkowoafrykańska). Tak powoli zaczął rozwijać się projekt misyjny.

Projekt Afryka pozwolił na dalszy rozwój. Przybyli Włosi, którzy podjęli się odpowiedzialności za rozwój dzieła w Kamerunie, Hiszpanie (Gwinea Równikowa – to jest jedyny kraj w inspektorii i całej Afryce, gdzie mówi się w języku hiszpańskim).
Została powołana najpierw delegatura, jako zaczątek ATE. Następnym krokiem było stworzenie Wizytatorii, 25 lat temu. Konieczne były powołania lokalne.
Obecnie odnotowujemy rozwój dzieła salezjańskiego, mamy wiele powołań – dużo młodych osób wykazuje zainteresowanie powołaniem salezjańskim. Jednak dalej nie mamy silnej tradycji salezjańskiej. Jesteśmy wciąż młodzi, ale prawie wszyscy dyrektorzy naszych dzieł pochodzą z Afryki. Także pośród inspektorów, trzech ostatnich pochodzi z krajów Afrykańskich – to wszystko mówi o rozwoju powołaniowym.

Jakie są największe wyzwania i trudności w tym aspekcie, jaką rolę odgrywa Kościół względem wiernych?

Dużym wyzwaniem jest salezjańskie duszpasterstwo młodzieżowe. To miejsce, skąd przychodzą nowe powołania. Kościół jest młody, kapłani i zakonnicy są osobami godnymi zaufania. Kapłan czyni wszystko: jest ojcem, psychologiem, przyjmuje ludzi, pracuje dla społeczeństwa.

Salezjanów w tej inspektorii jest 138 z niewielką grupą misjonarzy: dwóch z Polski, dwóch z Włoch, trzech z DR Konga.
Niektóre problemy, jakie dotykają nas – salezjanów posługujących w krajach afrykańskich, dotyczą formacji, potrzebujemy współbraci o profilu specjalistycznym.

A młodzi ludzie, uczestniczą w życiu Kościoła?

Wielu młodych ludzi żyje na ulicy, ponieważ rodziny mogą przeżywać różne trudności. Brakuje przygotowania do małżeństwa na poziomie społecznym, problem stanowią także dziewczęta na ulicy.
Wielu z nich przychodzi jednak do naszych salezjańskich ośrodków młodzieżowych. Oratoria są otwarte dla wszystkich, nie tworzymy podziałów ze względu na religię.

Już 25 lat kontynuujecie dzieło ks. Bosko. Czy łatwo Wam, misjonarzom zachować jedność, braterstwo?

Czujemy wielką odpowiedzialność za rozwój charyzmatu księdza Bosko. Jubileusz 25-lecia ma dla mnie wielką wartość.
Kiedy pojechałem do Rzymu, żeby spotkać się z przełożonym generalnym, uświadomiłem sobie wtedy tę odpowiedzialność za „bycie księdzem Bosko na tym terenie”. Żeby sprawić, aby tu rozwijał się charyzmat, w zgodzie nie tylko z kulturą afrykańską, ale przede wszystkim z Ewangelią. To znaczy: dobrze zrozumieć orędzie Jezusa Chrystusa, które jest orędziem otwartym na wszystkich.

Dlatego obecnie dużo mówimy w naszej inspektorii o braterstwie. Kiedy w radzie inspektorialnej ustalamy skład personalny wspólnot, mieszamy wszystkich razem. Nie znajdziesz wspólnoty złożonej z samych tylko Kameruńczyków. Tutaj jest np. Kameruńczyk, Włoch, Polak, Kongijczyk… – ponieważ chcemy ukazać światu i młodym ludziom prorocze braterstwo.
A to jest u nas trudne, ponieważ są walki między plemionami. Orędziem Chrystusa jest miłość. Możemy zatem pochodzić z różnych krajów, ale mamy ten sam cel, jakim jest Projekt Księdza Bosko.

Co jeszcze można zrobić, by pomóc tym krajom wciąż się rozwijać?

Na przyszłość patrzę z optymizmem. Jest przyszłość dla Afryki. Jestem przekonany, że musimy pomagać młodym ludziom myśleć, że ich przyszłość jest tu, w Afryce. Nie gdzieś na zewnątrz. Ktoś może wyjechać na studia, ale powinien wrócić.

Razem z moimi współbraćmi myślimy szczególnie o jednym projekcie, w ramach duszpasterstwa młodzieży. Chodzi o wychowanie młodzieży do pokoju. Chcemy zacząć w tym roku w Kamerunie, a potem w całej inspektorii. Młodzi są pierwszymi osobami, które chwytają za broń, kiedy wybuchają starcia w Republice Środkowoafrykańskiej. Musimy myśleć o pokoju. Dlatego staramy się wdrażać ten program.

W kraju jest część anglojęzyczna. Tam trwają walki. Co możemy o tym powiedzieć?

Kamerun jest krajem z 25 mln mieszkańców. Mamy to szczęście mieć dwa regiony anglojęzyczne. Dlatego uczymy się 2 języków: francuskiego i angielskiego. Jednak politycy opuścili te regiony. Kościół tam cierpi. Wielu księży zostało uwięzionych, także zakonników. W naszej parafii w Mimboman, gdzie byłeś dzisiaj rano, też są rodziny mówiące po angielsku. Przychodzą do nas po pomoc.

Co możemy dla nich zrobić? Myśleliśmy o uruchomieniu projektu dla nich. Wiele osób ucieka z tamtego terenu. Jest jeden biskup, który poprosił o obecność salezjanów, ale teraz jest to niemożliwe, żeby tam pojechać. Nikt, kto nie jest z tamtego regionu, nie może tam wjechać tak po prostu, jest to trudne.
Trzeba nam uświadomić, że wszyscy jesteśmy Kameruńczykami. To historia naszego kraju, że ktoś mówi po francusku, a ktoś inny po angielsku. Ale wszyscy jesteśmy jednością. Dla mnie jest to trudne, że na poziomie międzynarodowym nic się o tym nie wie. Oni się boją, kiedy mówi się o regionie anglojęzycznym w Kamerunie. A przecież mają prawo zachować własną kulturę, otwierać szkoły we własnym języku.

Inspektoria jest bardzo duża i złożona z 5 krajów. Jak się zarządza tak dużą rzeczywistością?
Są tu duże odległości, różnorodność kultur i języków…?

Powoli, przez następne 25 lat, może powstawać z tych krajów odrębna prowincja. Najpierw musimy zadbać o dobrą inkulturację charyzmatu salezjańskiego. Z mentalnością afrykańską, z naszą rzeczywistością, z ubóstwem – chcemy zachować ducha księdza Bosko.
Jesteśmy zgromadzeniem. Wiemy, że jeśli jest potrzeba otwarcia jakiejś szkoły, to są prokury, do których możemy się zwrócić, ale najpierw my musimy być salezjanami. Myślę, że i w Polsce można by zrobić kampanię na rzecz solidarności dla wybudowania nowej szkoły – my wierzymy w Bożą Opatrzność.

Dziękujemy na Waszą obecność i działania, których podejmujecie się na co dzień. Mamy nadzieję, że to dzieło będzie się rozwijało jeszcze owocniej.

Jesteśmy bardzo wdzięczni waszym Darczyńcom. Jako inspektor wiele razy słyszałem o pracy, jaką wykonuje ks. Artur Bartol. On jest takim łącznikiem między Polską a misją.
Myślę i chciałbym powiedzieć, że Darczyńcom z Polski i w ogóle z Europy bywa trudno zrozumieć naszą rzeczywistość w Afryce.

Dziś rano przyszedł do mnie młodzieniec z oratorium. Jego rodzice zmarli. Musiał wynająć sobie jakieś mieszkanie, bo został wyrzucony z domu. On nie ma rodziny. Jego rodziną jest „Don Bosco”. Myślę, że Darczyńcy waszej misji w Polsce powinni pamiętać, że to Pan stworzył świat, a miłosierdzie, które oni okazują, to nie tylko solidarność, ale przede wszystkim miłość. Kto czyni dobro, otrzymuje także błogosławieństwo Pana.

Pozdrów proszę, Darczyńców w Polsce, bo wiele dobra czynią dla dzieci i młodzieży, którzy potrzebują wsparcia. Dlatego też jestem wdzięczny za twoją obecność tutaj. Nie jesteś tylko salezjaninem, ale bratem pośród braci. Dziękuję całemu twojemu zespołowi, który z tobą pracuje. Ufam, że któregoś dnia będę mógł osobiście pojechać do Warszawy, żeby wam podziękować.