Najdrożsi Przyjaciele z Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego,
to już 40 lat Waszej ważnej i wytrwałej służby dla zbolałych, nękanych wojnami i niesprawiedliwością serc oraz 30 lat pomocy dla naszej misji. Od początku istnienia Adopcji na Odległość otrzymujemy od Was systematyczną pomoc. Dzięki temu sytuacja sudańskich dzieci powoli staje się znośniejsza, bardziej ludzka.
Już na początku XXI wieku ludzie przybywali grupami z północy, uciekając przed wojną domową. Wędrowali tygodniami przez pustynię w kierunku Chartumu, szukając chleba i pokoju. Wielu nie wytrzymało trudu wielotygodniowych, wyczerpujących wędrówek. Pogrzebał ich pustynny piach. Ci, którzy dotarli, osiedlali się na peryferiach stolicy, konstruując chaty z kartonów, plastikowych i jutowych worków. Tak zaczynali nowe życie pełne strachu i głodu. Nie mieli nic, po prostu nic. Podczas dnia palił ich żar słońca, a nocami wyziębiał chłód. Aby przetrwać nocny ziąb, dla starszych, chorych i małych dzieci, tworzono wgłębienia w ziemi i zasypywano ich. W ten sposób warstwa piachu zastępowała okrycie.
Pierwsze salezjanki dotarły do Sudanu w styczniu 1989 roku. Od początku starałyśmy się pomóc wygnańcom, ale to była kropla w morzu potrzeb i cierpienia. Wtedy Salezjański Ośrodek Misyjny podał nam pomocną dłoń. Przede wszystkim zajęłyśmy się dziećmi niedożywionymi i chorymi. Pod drzewem, w rogu podwórza, zorganizowałyśmy punkt pomocy medycznej. Otworzyłyśmy szkołę podstawową, w której każdy uczeń otrzymywał ciepły posiłek i ubranko. Z czasem, dzięki regularnej pomocy z Adopcji, byłyśmy w stanie zapewnić mundurek szkolny, zeszyty, ołówki. I tak mijały lata…
Ślemy serdeczne pozdrowienia, wielu łask od Jezusa, opieki Jego Najdroższej Matki i św. Jana Bosko. Niech hojnie wypełnią Wasze serca i domy błogosławieństwem; zdrowiem i pokojem. Z wdzięcznością i modlitwą,
S. Teresa, wspólnota sióstr i dzieci.
Chartum, Sudan.
PS. Załączam list od Sary. Ma 15 lat, uczy się w VIII klasie szkoły podstawowej. W imieniu wszystkich dzieci przesyła wyrazy wdzięczności Opiekunom Adopcyjnym.
Drodzy Przyjaciele, Księża, Siostry i dobrzy ludzie, jesteście nam bardzo bliscy, bo pracujcie wytrwale dla naszego dobra. Pomagacie nam żyć, uczyć się, być zdrowym i nie być głodnym. Siostry i mamy mówią nam, że zaczęliście pomagać, kiedy one były małe, jak my teraz.
Po podziale kraju w 2011 roku większość z nas zaczęła wracać do Sudanu Południowego, skąd pochodzimy. Rodzice zabierali w podróż wszystko, co mieli, choć to było tak niewiele. Do Renk jechaliśmy kilka dni ciężarowym wozem. Było nas w przyczepie 40 osób, w większości dzieci. W kilka dni po przybyciu na miejsce, tata wrócił do Chartumu, bo jeszcze miał tam pracę. My z mamą zbudowałyśmy z gliny nieduży dom. Na poletku przy chacie uprawiałyśmy warzywa, dzięki czemu było co jeść. Wkrótce mama musiała jechać do taty, bo mój najmłodszy brat ciężko zachorował. Zabrała go tam do szpitala.
W 2015 roku rozpoczęły się krwawe bratobójcze walki. Nasza radość znów runęła. Babcia szybko zorganizowała ewakuację, zabrała mnie i rodzeństwo oraz bliskich sąsiadów. Rozpoczęliśmy niebezpieczną tułaczkę do Chartumu. Tam wciąż byli nasi rodzice. Uciekaliśmy przed siebie, nie wiedząc, kiedy to się skończy. Było nas może 20 dzieci. Szliśmy i szliśmy, głodni i zmęczeni. Czasem ktoś dobry nas podwiózł. Widzieliśmy okrutne sceny, uciekaliśmy, przeskakując przez ciała zabitych ludzi, to było straszne…
W trudzie i lęku pokonaliśmy prawie 500 km. Wróciliśmy na nasze dawne miejsce i zamieszkaliśmy w pobliżu misji sióstr. Tu czujemy się bezpieczni, wiemy, że nikt nas nie skrzywdzi. Bardzo lubimy salezjańską szkołę „Dar Mariam”. Siostry dbają, abyśmy byli zdrowi i mogli najeść się do syta.
Dzięki Wam, mamy warunki do godnego życia. Niektórzy ulepili już z gliny własne domy. Większość dzieci nie ma taty, bo zginęli na wojnie. Wczesnym rankiem mamy idą do domów rodzin arabskich, szukając tam pracy, a my idziemy do szkoły. Po drodze mijamy dzieci z innych szkół i nie różnimy się od nich. Też mamy na sobie czysty uniform szkolny. Jesteśmy dumni, bo po mundurku można poznać, że reprezentujemy szkołę „Dar Mariam” – uczniów od sióstr.
Rano zajęcia mają przedszkolaki i uczniowie klas I-III. Po południu klasy starsze oraz grupa kolegów, którzy z powodu wojny muszą nadrabiać stracone lata nauki. Blisko szkoły jest szpitalik. Kiedy chorujemy, dostajemy lekarstwa, smaczny syrop, czy kubek ciepłego mleka na wzmocnienie. Możemy wtedy nabrać sił i odpocząć, dopiero potem idziemy na lekcje.
W piątki i niedziele po południu przychodzimy do oratorium. Mamy pięknie odnowiony plac zabaw. Czekamy na te dni, by się pobawić do syta. Nasz kolega Lazarus też jest pod Waszą opieką. Gdyby nie pandemia i demonstracje, mógłby już chodzić. Mocno pragniemy i wierzymy, że wkrótce tak będzie.
Za to wszystko z całego serca dziękujemy. Pamiętamy o Was w modlitwie na porannym apelu i przy grocie Matki Bożej.
Sarra