Szanowni Opiekunowie,
Manazary to placówka misyjna, na którą przybyłam w sierpniu 2015 roku. Jest to niewielka, położona na terenach górzystych miejscowość. Liczy 5000 mieszkańców. Od stolicy kraju – Tananariva, dzieli nas około 105 kilometrów, a od najbliższego miasteczka o nazwie Miarinarivo około 18 kilometrów.
Gdy wchodzimy do wioski, przybiega do nas cała gromadka roześmianych dzieci. Wyglądają wtedy jakby były najszczęśliwszymi dziećmi na świecie. Po ich umorusanych buziach widać, że wiedzą co to głód. Zmieniony kolor włosów – z czarnych na prawie czerwonawe – to znak, że ich żołądki są pełne robaków. Widok tych dzieci nie tylko budzi litość, lecz także przynagla, żeby nie pozostawić ich bez pomocy. Nie pozwolić, aby zostały analfabetami lub umierały dotknięte różnymi chorobami.
Misja w Manazary otrzymała bardzo wiele pomocy z Polski. Całe wyposażenie przedszkola, sale oratoryjne, boiska, sprzęt sportowy, stołówka szkolna powstały dzięki Wam, dobrodziejom z Polski. Wielką koniecznością była budowa przychodni lekarskiej obok szkoły. Także w to dzieło włożyliście duży wkład finansowy. Nasi pracownicy i ich rodziny oraz wszyscy uczniowie mają zapewnione tanie leczenie i pomoc lekarską w nagłych wypadkach. Przychodnia służy również najuboższym. Wysyłamy tam wszystkich chorych, którzy przychodzą do nas i proszą o pomoc w zakupieniu lekarstw lub o nagły ratunek zagrożonego życia małych dzieci. Gdy stan chorych jest bardzo ciężki, nasz samochód służy za karetkę pogotowia, aby jak najszybciej dowieźć ich do szpitala w Tananariva.
Najbiedniejsze dzieci z Manazary i okolic otrzymują pomoc z Polski poprzez program Adopcji na Odległość. Bardzo duża liczba dzieci została objęta tym programem. Na miejsce tych, które ukończyły u nas naukę, przyjmujemy nowych uczniów, a jeśli brakuje miejsc, zapisujemy je do pobliskiej szkoły państwowej i zapewniamy opłatę za naukę oraz wymagane materiały szkolne.
Obecnie staram się poznać rodziny, z których pochodzą dzieci objęte Adopcją na Odległość. Mieszkają w warunkach trudnych do opisania. Ich dom ogranicza się do dachu nad głową, pod którym mogą się schronić na noc. Zwykle jest to jedno bardzo małe pomieszczenie. W środku nie ma mebli, nawet łóżka, jest jedynie siennik z trawy czy słomy ryżowej. Cała rodzina, obojętnie ile liczy osób, śpi na ziemi. W kąciku pomieszczenia jest małe palenisko: garnek na kilku cegłach i trochę patyków uzbieranych przez dzieci. Ściany są czarne od dymu. Ubodzy Malgasze są przyzwyczajeni, że dym wychodzi na zewnątrz tylko małym okienkiem lub przez słomiany dach. Obowiązkiem dzieci jest dostarczanie wody. Stoją z pojemnikami w długiej kolejce do pompy, z której korzysta cała wioska. Pomimo tak wielkiej biedy, rodzina zaprasza mnie do środka. Są bardzo uradowani moją wizytą. Przepraszają, że nie ma na czym usiąść ani nie mają mnie czym poczęstować. Ich gościnność jest szczera i wzruszająca. Tylko ubodzy potrafią okazać aż tyle serca, kiedy przyjmują kogoś u siebie. Wiele możemy się od nich nauczyć, oj bardzo wiele…
Gdyby nie Adopcja na Odległość dzieci z takich rodzin nigdy nie mogłyby pójść do szkoły. Swoje dzieciństwo spędziłyby na ciężkiej pracy w polu, łowieniu ryb lub pilnowaniu wołów na pastwisku. Pozostaliby analfabetami na całe życie. Dzięki Wam mogą chodzić do szkoły, a w przyszłości mają szansę na zdobycie dobrej pracy.
Niech Bóg nagradza swymi łaskami i błogosławieństwem tych wszystkich, którzy potrafią przyjść z pomocą najbardziej potrzebującym. Wraz z dziećmi, które są wdzięczne za opiekę, przesyłamy podziękowania i dar naszej wspólnej modlitwy.
s. Teresa Leonik
Manazary, Madagaskar