Drodzy Dobroczyńcy,
dziękuję Wam za pomoc dla naszej misji w Manazary. Mam na imię Alice i jestem malgalską siostrą salezjanką. Koordynuję program Adopcji na Odległość. Do naszych szkół i oratorium przychodzi ponad 600 uczniów. Często odwiedzam malgaskie rodziny, słucham ich historii i próśb. Wiele dzieci z powody ubóstwa porzuca edukację i zaczyna pracować w polu. Pomagamy im. Wiele osób żyje z upraw ryżu, manioku, kukurydzy, pomidorów. Niestety są oni okradani z plonów. W nocy złodzieje wykradają zbiory. Pojawiają się też uzbrojeni bandyci, którzy zabierają woły, palą domy, zabijają. Ludzie żyją w niepewności. Największymi ofiarami są dzieci. Nasza misja wychodzi im naprzeciw. Dzięki Wam, udało nam się uratować wiele osób oraz umożliwić naukę dzieciom i młodzieży.
Nie zdołamy ich wszystkich wymienić, ale szczególnie chcę podzielić się kilkoma historiami osób, którym ostatnio pomogłyśmy. David jest ojcem siedmiorga dzieci, niestety stracił wzrok. Oślepła również 36-letnia Vololona, która cierpi na epilepsję. Podczas ataku wpadła do paleniska, doznała mocnego oparzenia i straciła oczy. Można powiedzieć, że jej oczy spłonęły. Julia jest niepełnosprawną 14-letnią dziewczynką. Leży w łóżku. Jej mama musi zamykać ją w domu, kiedy idzie pracować na targu. Szukamy dla Julii miejsca, w którym będziemy mogły umieścić dziewczynkę i zapewnić jej opiekę. Lantosoa, ponad trzyletnia dziewczynka, waży tylko 3 kilogramy. Została porzucona przez matkę, gdy miała zaledwie 2 miesiące. Otrzymuje od nas pomoc. Niestety, nie możemy pomóc wszystkim, a wybór jest bardzo trudny. Boli, jeśli musimy komuś odmówić.
Posiadamy ośrodek szkolenia zawodowego, w którym młodzi są przygotowywani do pracy. Jest grupa dziewcząt, które wyszywają piękne hafty, ale są bez pracy, ponieważ nie ma popytu na rękodzieło, które jest droższe, niż zalewające rynek rzeczy z Chin. Z potrzeb praktycznych, naszym marzeniem jest założenie szkoły rolniczej. Na razie prowadzimy tylko kurs o tym profilu.
Zazwyczaj, kiedy przychodzą do nas dzieci z rodzicami, aby zapisać się do szkoły, są niedożywione, umorusane i z potarganymi włosami. Nasi uczniowie są zadbani, staramy się zwracać uwagę na ich higienę i tego też uczymy. Dzieci codziennie przemierzają pieszo kilka, kilkanaście kilometrów, aby dotrzeć do szkoły. Kiedy odwiedzamy ich rodziny, wybiegają nam naprzeciw boso, ale z szerokim uśmiechem na twarzy. Na pierwszy rzut oka nie widać, czego doświadczają. Jednak choroby, brud, przemoc i wiele innych nieszczęść są na porządku dziennym. Często kalectwa ich rodziców utrudniają albo uniemożliwiają podjęcie pracy. Głębokie oparzenia, ślepota, brak kończyn… Na Madagaskarze to nie jest rzadkość.
Przy każdej okazji, nie tylko w święta, staramy się ubogacać czas muzyką. Wówczas na twarzach dzieci i dorosłych zawsze pojawia uśmiech i choć na chwilę zapominają o swoich troskach. W tym miejscu dziękuję w imieniu wszystkich tych dzieci i uczniów z biednych rodzin, którzy mogą się uczyć.
Niech Pan Wam wynagrodzi,
s. Alice,
Manazary, Madagaskar