Na dworcach kolejowym i autobusowym nikt się nie spieszy, nikt się nie niecierpliwi ani nie złości, nie ma zdenerwowania. Niewielki bagaż, który dźwigają, zdradza, że są uchodźcami, a liczni wolontariusze są nie tylko przyjaźni, ale i bardzo sprawni. Na miejscu zawsze jest gorące jedzenie, przekąski, woda, a nawet karma dla zwierząt i prowizoryczne place zabaw dla najmłodszych.
.
Andrea pożegnała się z mężem i wraz z dwiema córkami udała się w dalszą drogę do granicy. Najmłodsza dziewczynka spała, ponieważ jechały całą noc, aż dotarły na stację w Warszawie. Kobieta zamierza kontynuować podróż do Belgii, gdzie pracują jej ciocia i wujek. „Mimo że w większości miast sytuacja jest spokojna, a w ciągu dnia życie toczy się normalnie, zdecydowaliśmy się opuścić Lwów, ponieważ nie chcemy żyć w strachu, zwłaszcza o nasze córki”.
.
Stale sprawdza telefon komórkowy, czy nie ma wiadomości i wysyła je do krewnych. Mówi jednak spokojnie i nie martwi się, że jest w innym kraju, w hałasie i w oczekiwaniu na następny autobus. „Czy wyglądam na spokojną…?” – pyta retorycznie. „Może przygotowywaliśmy się do tego przez osiem lat i wiedzieliśmy, że to nadejdzie. To jest właśnie klucz” – odpowiada. „Wojna skończy się prędzej czy później, ale wygramy i wrócimy na Ukrainę, nie mam co do tego wątpliwości” – podsumowuje.

Alberto López Herrero