Kilina ma troje dzieci, dwie dziewczynki i chłopca, i czasami nie wie, jak je zabawić. W takich sytuacjach telefon komórkowy jest zawsze pod ręką, więc musi dzielić swój czas między filmy z YouTube dla najstarszego dziecka, aplikacje do gier dla średniego i kreskówki dla najmłodszego.
Zdjęcie profilowe Kiliny na WhatsApp przedstawia całą rodzinę z choinką za plecami, całą wystrojoną. “Trudno uwierzyć, że dwa miesiące po tym zdjęciu jesteśmy w takim stanie. Tam mieliśmy wszystko i byliśmy normalną rodziną, a tutaj, choć jesteśmy wdzięczni za pomoc, czasami czujemy, że jesteśmy nawet źle ubrani”.
Kilka metrów od stołu w Oratorium św. Jana Bosko, podczas gdy ona rozmawia z matkami innych ukraińskich dzieci, jej najstarsza córka pokazuje telefon komórkowy innym koleżankom. Nagle, jak gdyby dzwonek telefonu, zaczyna dzwonić – i to coraz głośniej – dźwięk alarmu przeciwlotniczego. Najstarsza córka najpierw patrzy na telefon, a potem biegnie, by przekazać go matce. “Kiedy we Lwowie włącza się alarm przeciwlotniczy, włącza się też w moim telefonie, więc szybko dzwonię do krewnych, żeby sprawdzić, czy nic im nie jest i upewnić się, że zeszli do piwnicy, gdzie będą bezpieczni” – wyjaśnia Kilina. Podsumowuje: “Czujemy się bezpiecznie, ale żyjemy 24 godziny na dobę, martwiąc się o nasze rodziny i nasz kraj”.
Alberto López Herrero