Gramy w kosza
15 październik
W sobotę chłopaki wyciągnęli mnie na boisko. Od trzech tygodni chodzili za mną: „Księże Tomku, kiedy zagramy w kosza?”, powtarzając jak mantrę. Gdy weszliśmy rano do oratorium, jakaś grupa już zajmowała boisko, ale udało się zorganizować dla nas miejsce. Odzyskałem nową piłkę z oratorium, którą starsi podmienili za ich starą, więc chłopcy byli dumni, że nareszcie ktoś wstawia się za nimi. Całe przedpołudnie wymęczyli mnie, ale byli pełni radości, bo spędzam z nimi mnóstwo czasu. Zdziwiły mnie słowa Renaud, bo chciał być ze mną, a nie tłumaczyć reguły gry dla grupy na górnym poziomie.
Popołudnie było bardzo intensywne. Szybkie pranie i „poranny” prysznic. Potem, jak co sobota, miałem długą kolejkę do spowiedzi. O 16.30 przewodniczę niedzielnej Eucharystii. A zaraz po niej chłopcy zbiegają się pod kościół, aby mnie przechwycić. „Ksiądz Tomek znów będzie cały wieczór z nami” rozbrzmiewa z radością ich okrzyk. Nigdy się nie spodziewałem, że to może dać tyle satysfakcji „zwykłe”, jak dla mnie bycie z młodzieżą, a jednak…
Są też sytuacje kryzysowe. Wczoraj chłopcy się pokłócili. Mówili źle o mamie dwóch nowo przybyłych i ci potem się odgrażali. Dziś rano przyszli przepraszać za kłótnię i ich zachowanie. Są bliźniakami. Ich mama zmarła tydzień po ich porodzie. Do czwartego roku życia zajmowała się nimi babcia, a potem opiekę przejęła ciocia. Wreszcie kilka lat temu trafili do oratorium, a od miesiąca są z nami. Różnią się od pozostałych i jeszcze nie weszli w klimat Domu Magone, więc trochę jest czuć napięcie.
Ks. Tomasz Łukaszuk
Madagaskar