Już ponad miesiąc mieszkamy w wiosce Teticha położonej na terenie Sidamo, niecałe 3000m n.p.m. Wszędzie jest bardzo zielono. Lasy stanowią sporą część tutejszej okolicy. Słońce czasami zaszczyci swoją obecnością, jednak deszcz jest nam zdecydowanie bliższy. Temperatura również nie rozpieszcza. Na ulicy ludzie chodzą owinięci od stóp do głów wielkimi kocami. Jednak mimo tego jest nam tutaj cudownie. Czujemy się jak w domu. Siostry Franciszkanki św. Anny przyjęły nas z otwartymi ramionami. Dwie z nich prowadzą klinikę, która nie narzeka na brak pacjentów. Niedaleko naszego domu jest piękny kościół i szkoła. Teticha nie jest małą wioską (pomimo tego, że nie ma jej na mapach google). Jest tutaj kilka kiosków, między innymi z napojami gazowanymi, kawą, doładowaniami do telefonu i artykułami higienicznymi. Dwa razy w tygodniu prężnie działa targ, na którym można dostać ubrania, buty, warzywa i owoce. Nie brakuje również małych barów. Wioska tętni życiem. Dorośli i dzieci całymi dniami grają na dużym boisku w piłkę nożną lub siatkówkę. Inni robią zakupy, rozmawiają z przyjaciółmi, spacerują od wioski do wioski lub piją kawę. No właśnie – kawa. Kawa jest wszędzie. Jest symbolem tego kraju.

To właśnie w Etiopii po raz pierwszy nawiązałam bliższe relacje z siostrami zakonnymi i jestem pewna, że zostaną one w mojej pamięci do końca życia. Siostry są dla mnie wielkim autorytetem. Ich miłość do Pana Boga jest tak mocna, że zaraża wszystkich dookoła. Tę miłość pokazują nie tylko w pięknej modlitwie, ale też w swojej ciężkiej pracy, w podejściu do drugiego człowieka, w ogromnej radości i w tym, jak się o nas troszczą. Codziennie dziękuję Bogu za to, że postawił te cudowne siostry na mojej życiowej drodze.

Czym zajmujemy się na co dzień? Od poniedziałku do piątku z pomocą dwóch sióstr prowadzimy zajęcia dla dzieci w miejscowości Hagere Selam oddalonej około 16km od Teticha. Nie jest to bardzo odległe miejsce, jednak słońca jest o wiele więcej.

Do naszej szkoły przychodzą wszystkie chętne dzieci w wieku od 4 do 15 lat. Ja zajmuję się grupą maluchów od 4 do 6/7 lat. Praca z nimi jest dla mnie cudownym doświadczeniem. Część dzieciaków nie chodzi do szkoły. Gdy rozdałam kolorowanki i kredki, niektórzy nie wiedzieli, co mają robić. Brałam te malutkie rączki i po raz pierwszy uczyłam je trzymać kredki. Podobnie było w przypadku pracy z klejem. Nawet dzieci uczęszczające do szkoły wcześniej z niego nie korzystały. Ich radość za każdym razem, gdy robimy zajęcia plastyczne lub sportowe, jest nie do opisania! Cieszą się ze wszystkiego. Zarażają mnie uśmiechem. Dodają siły do działania. Nawet gdy mam gorszy dzień – wystarczy, że wejdziemy na teren szkoły, dzieci witają nas okrzykami i mocnymi objęciami. Wtedy w mgnieniu oka zapomina się o wszystkich trudnościach. Dla takich chwil warto żyć. Dla takich chwil warto jechać na wolontariat misyjny. Warto uszczęśliwiać te małe stworzenia.

 

Weronika Krauza
Etiopia