Ostatnio minęły trzy tygodnie odkąd przyjechałem do Boliwii. Dla mnie jednak czas płynie tu zupełnie inaczej: czuję, jakby dopiero kończył się pierwszy tydzień.

Dni mijają tu błyskawicznie – pośród niezliczonej ilości pomalowanych ścian, piosenek zagranych na różnych instrumentach, wysprzątanych sal, rozmaitych gier i przede wszystkim pięknych uśmiechów dzieci.

Dzieci te jednak mają za sobą trudną przeszłość. Niektóre pochodzą z rodzin, których nie stać było na ich utrzymanie. Inne zostały porzucone przez najbliższych. Są wśród nich też tacy, którzy dla własnego bezpieczeństwa zostali tu przeniesieni siłą i są też tacy, którzy część swojego życia spędzili na ulicy, próbując przeżyć kolejny dzień.

To, co przykuwa uwagę, to fakt, że przy codziennych modlitwach chłopcy ci często modlą się za ludzi biednych. Jeden z nich, zapytany o tę kwestię, odpowiedział, że przecież on nie jest biedny, skoro ma co jeść i gdzie spać. Ma też przyjaciół i opiekunów, a także możliwość nauki w szkole. I, że trzeba się modlić za tych ludzi naprawdę biednych.

Wśród tych codziennych modlitw chłopaki bardzo często też dziękują za wszystko, co mają i wszystkich, którzy ich otaczają.

Pamiętajmy więc że ten, kto przez jednego może być określony jako biedny, dla drugiego może mieć wszystko, czego tamten potrzebuje. I bądźmy też wdzięczni Bogu za wszystko, czym nas obdarowuje.

Michał Niciński,
pracuje w Santa Cruz, w Boliwii