CO MAM W ŻYCIU NAJDROŻSZEGO?

Moim marzeniem od zawsze były misje. Nie wiedziałem, czy tam się nadaję, czy dam sobie radę, czy zdrowie mi pozwoli. Każdy misjonarz ma swoją nieco inną drogę, ale cel i motyw jest podobny u wielu. Ponadto, ciągle aktualna jest zachęta największego Apostoła narodów św. Pawła, który powiedział: „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii (1Kor 9,16)”.

Przed wyjazdem na misje zawsze trzeba się kogoś poradzić, zrobić odpowiednie badania lekarskie, dużo się modlić, jeśli to możliwe – poznać warunki i zadania placówki przeznaczenia w danym kraju. Tam, Ktoś na nas czeka, być może już od dawna. Pomimo wielu trudności… trzeba tam się udać, do nowej Ojczyzny w nieznane. Moją nową Ojczyzną stała się Angola. Uczyłem się jej od samego początku, praktycznie od zera.

W dzisiejszym czytaniu, Bóg wystawia Abrahama na próbę: «Weź twego syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jaki ci wskażę» (Rdz 22, 1-2), a on się zgodził: Oto jestem – odrzekł. Bóg zażądał czegoś najdroższego od swego przyjaciela, a ten Jemu nie odmówił, choć nic z tego nie rozumiał. W naszym życiu bywa podobnie. Ofiarować Bogu wszystko, co mamy najdroższego; nasze plany, marzenia, pasje, swoją przeszłość i przyszłość, być może stanowisko, pozycję społeczną, albo własną rodzinę czy Ojczyznę.

W czasach kolonialnych wiele razy dochodziło do łamania ducha i serca ludów zamieszkujących Angolę. Potrzeba wielu dziesiątków lat, a może nawet wieków, aby ta rana się zabliźniła. Misjonarze są świadomi tych zachodzących procesów. Dlatego tak bardzo potrzebna jest nowa ewangelizacja, aby powstali nowi ludzie i budowali nowy świat oparty na prawdzie, wiary w Jedynego Boga Stworzyciela, który pragnie dobra wszystkich.

W Ewangelii na II Niedzielę Wielkiego Postu czytamy: „I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: «To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!». I zaraz, potem gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa (Mk 9, 2-10)”. Przebywając blisko Jezusa, swego nauczyciela i mistrza, może się nam zacząć wydawać w pewnym momencie, że już jesteśmy niezłymi specjalistami w różnych sytuacjach życiowych. Pracować dla Jezusa to nie to samo, co pracować z Nim i przez Niego, a to wymaga wyrzeczenia się wszystkiego, zaparcia się siebie.

Wyrzec się siebie może oznaczać także powrót do swej Ojczyzny z powodu choroby, gdyż dalszy pobyt na misjach staje się niemożliwy. Konieczność podjęcia leczenia to istotna zmiana planów i zdanie się na łaskę Boga i ludzi. Naszą pasję trzeba odłożyć albo dopasować do nowych okoliczności; oto kolejne powołanie.

Głos z nieba mówił apostołom, aby słuchali Jezusa Chrystusa, bo jest Synem umiłowanym Boga. Czasem ta misja ad gentes, na zewnątrz – musi przejść na misję do wewnątrz (no coração – do serca). Misjonarzem jest się zawsze i wszędzie. W każdym kraju są ludzie dobrzy, potrzebujący tej dobroci i chcący się nią dzielić. „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Mt 25, 40)” – mówi Pan Jezus. Po każdym dobrym uczynku przemienia się wobec nas, a Jego szata staje się tym bielsza, im więcej przekazywane jest dobra, im więcej poświęcamy czasu dla drugich biedniejszych, być może poranionych, samotnych czy opuszczonych.

Misja w Angoli dała mi drugą Ojczyznę. Przypomniała mi o tym, że mam jeszcze jedną ojczyznę w Niebie. Tam gdzie czekają na nas przyjaciele, ktoś za nami tęskni. Mamy zatem jedną Ojczyznę, tę z urodzenia (bez naszego wyboru), Ojczyznę z wyboru (może być ta sama albo inna) i tę Ojczyznę Niebieską, naszą wspólną, cel naszej codziennej pielgrzymki.

Ks. Paweł Libor,
misjonarz w Angoli