Szczęść Boże, Drodzy Przyjaciele i Dobrodzieje Misji

Wszystkim z serca życzę wszystkiego najlepszego, a przede wszystkim Bożej obecności w codziennym działaniu. Niech Bóg za Waszą życzliwość i każdy dar serca błogosławi i ma Was w Swojej opiece. Duchem i modlitwą, razem z dziećmi, które przychodzą do naszego Oratorium, jestem z Wami i z serca błogosławię.

(…) Czas upływa bardzo szybko i 15 grudnia minęło już pięć miesięcy, odkąd wraz z br. Francisem dotarliśmy na naszą misję w Meru. Bogu niech będą dzięki za wszystko, co w tym czasie udało nam się uczynić, a między innymi: wyposażenie domu, naprawę dachu, na którym były przecieki, wymianę rynien, wymalowanie wszystkich pomieszczeń, naprawę instalacji elektrycznej i wodnej, pomalowanie naszej bramy wraz z napisem oraz umieszczenie pięknego zdjęcia z księdzem Bosko razem z dziećmi oraz wiele innych spraw, a w tym także zorganizowanie naszej wewnętrznej wspólnotowej kaplicy z Najświętszym Sakramentem. Każdego dnia rano jest tu sprawowana Najświętsza Eucharystia. Dla mnie osobiście jest to największa radość, ponieważ nasza domowa kaplica, jak ją nazywamy, znajduje się zaledwie kilka kroków od mojego pokoju. W każdej chwili mogę więc na moment wstąpić, by się pomodlić i adorować Jezusa w Najświętszym Sakramencie, polecając Bogu sprawy misji oraz Was, którzy często prosicie mnie o modlitwę w różnych intencjach. Jest to naprawdę wielka łaska, za którą każdego dnia dziękuję Bogu.

Razem z br. Francis dziękujemy również Bogu za zorganizowanie naszego Młodzieżowego Oratorium, o czym pisałem już w moim ostatnim liście. Każdego dnia przychodzą tu dzieci i młodzież, aby wspólnie dobrze przeżyć czas i cieszyć się swoją obecnością. Zarówno dla mnie, jak i dla br. Francis, nasza nowa misja w Meru staje się dla nas coraz bardziej znana i przyjazna – jednym słowem nasza.

Ja osobiście staram się wiele tu zrozumieć, poznając ludzi i ich zachowania oraz kulturę poprzez czytanie różnych artykułów, a przede wszystkim przez osobiste doświadczenie i odkrywanie duszy tych ludzi, co jest mi potrzebne w ewangelizacji. Oczywiście wiele spraw, a szczególnie zachowań ludzi, pozostaje dla mnie nadal tajemnicą, bo jak mówił nasz wielki rodak, św. Jan Paweł II, że „każdy człowiek jest wielką tajemnicą i nie można go w pełni zrozumieć bez Boga”. Staram się więc w ten sposób podchodzić do poznawania drugiego człowieka – z szacunkiem dla jego godności i darów, które każdy posiada. Wierzę i mam nadzieję, że z biegiem czasu, nie z ciekawości, lecz z potrzeby serca, poznam ich lepiej, aby móc czynić tu wiele dobra, a przede wszystkim przybliżać ich do Boga, jak uczy nas sam Pan Jezus w Ewangelii.

W ramach tego poznawania od pewnego czasu zacząłem także uczyć się języka kimeru, który jest tutaj używany. Jest to język z rodziny bantu, więc mam już pewne podstawy gramatyczne, ponieważ wcześniej uczyłem się dwóch języków z tej samej grupy etnicznej: luganda w Ugandzie oraz kiswahili w Kenii. Oczywiście każdy język ma swoje wymagania i trudności, takie jak nauka nowych słów, ich znaczenia, prawidłowej wymowy oraz zastosowania. Mam jednak nadzieję, że po pewnym czasie uda mi się choć trochę opanować język kimeru, aby móc odprawiać Msze Święte i prowadzić krótkie rozmowy. Proszę o modlitwę w tej intencji, abym się nie zniechęcił wobec trudności i wyzwań. Niech Bóg da mi dużo samozaparcia, odwagi i sił w poznawaniu tego nowego języka, abym mógł używać go w mojej pracy ewangelizacyjno-misyjnej.

W różnych korespondencjach, jak mailowej, na WhatsApp, czy tez podczas naszych rozmów telefonicznych – często jestem pytany, czy naprawdę chciało mi się „na starość” (osobiście nie lubię tego określenia, bo wciąż czuję się mimo wszystko młody duchem) iść do nowej placówki misyjnej, by zacząć wszystko organizować od nowa. Odpowiem krótko: tak i nie, bo nie jest to łatwe zadanie. Przełożeni jednak, znając mnie z wcześniejszych placówek, uznali, że mogę uczynić tu wiele dobra. Z Bożą więc pomocą zaufałem im i sobie samemu. Po krótkim czasie pobytu w tej nowej misji mogę powiedzieć, że jest to możliwe i że coś z tego naprawdę wychodzi, z czego bardzo się cieszę. Was natomiast proszę o dalszą pamięć w modlitwie, aby moja praca misyjno-ewangelizacyjna podobała się Bogu, abym mógł z Jego błogosławieństwem oraz z misyjnym doświadczeniem i darami które otrzymałem, również i tutaj Meru czynić wiele dobra.

Kończąc mój kolejny list z misji, z serca dziękuję za wszystko, co dla mnie czynicie, a przede wszystkim za dar wielu modlitw, ofiarowane cierpienia na rzecz misji, zamawiane intencje mszalne oraz za każdą ofiarę materialną – zarówno tę spontaniczną, jak i ta regularną, przesyłaną co miesiąc. Niech dobry i miłosierny Bóg za każdy dar Waszego serca i ducha stokrotnie Wam wynagradza i błogosławi w codziennym życiu. Proszę o dalsze wsparcie na miarę Waszych możliwości, abym z pomocą Bożą i Waszą mógł nadal czynić tu wiele dobra (…).

Z modlitewną pamięcią i wdzięcznością w sercu oraz kapłańskim błogosławieństwem.

ks. Jan Marciniak
misjonarz w Kenii