Szczęśliwego nowego roku! To zdanie słyszałam wczoraj bardzo wiele razy, a to dlatego, że już trzeci miesiąc mieszkam w Tigraju, regionie na północy Etiopii, gdzie właśnie teraz rozpoczął się nowy rok kalendarzowy 2017. Etiopczycy mają inny kalendarz, inne godziny, inną rzeczywistość, której ostatnio stałam się częścią. 

Z wielką wdzięcznością napisałam na początku słowo “mieszkam”, bo zdałam sobie sprawę, że mój wyjazd tu, to nie tylko podróż, a 3-miesięczna przeprowadzka. Hostel dla dziewcząt, w którym śpimy i żyjemy z uczennicami naszej szkoły, to nie hostel, a dom. Natomiast wszystkie dziewczyny i dzieciaki to nie tylko współlokatorzy, a młodsze rodzeństwo.

Nasza misja jest piękna i wielka, dzieje się tu dużo dobrego. W sierpniu, jak w większości misji salezjańskich odbywało się u nas wakacyjne oratorium. Mnóstwo dzieciaków, nauki, sportu, tańca. Wiele okazji, aby sprawdzić się w robieniu czegoś, czego się nigdy wcześniej nie robiło.

Ale przede wszystkim mnóstwo radości, nadziei i miłości. W tym momencie trwają przygotowania do szkoły, która zacznie się już od poniedziałku. Mimo wakacji sporo się uczymy, bo nowe dziewczyny, które przyjechały do nas z wiosek, wcześniej nie chodziły do szkoły takiej jak ta i nie znają tutejszego języka. Oprócz tego wszystkie budynki i pomieszczenia szkoły muszą być gotowe na powitanie 1500 dzieci, z tym też się trochę wiąże…

Na początku lipca przyjechałam do Adwa, małego miasta w górach we wschodniej Afryce, aby ofiarować swój czas dla dzieci z tutejszej miejscowości, aby dać im kawałek siebie. Im większy, tym lepiej. Całkiem mocno skupiłam się na tym, aby ten kawałek był coraz większy. Mimo tego, że nigdy się tu chyba nie nudziłam to bywają momenty, gdzie nie jestem pewna, a raczej, gdzie nie byłam pewna czy ten kawałek jest wystarczający. Przecież oni tu wiodą zupełnie inne życie, tak dalekie od mojego. A ja mogę ofiarować im jedynie kawałek mojego czasu. Mój czas, czy on coś znaczy dla tych ludzi, oni potrzebują znacznie więcej niż czas jednej ferendzi (obcego).

Za dwa tygodnie wrócę do Polski, ten wyjątkowy region Etiopii, jaki mam okazję poznawać coraz bardziej i bardziej, będzie się rozwijał dalej beze mnie. Taki jest fakt. Nie mogę wziąć wszystkich do Polski, nie mogę zmienić życia każdej osoby, którą tu spotkałam. Czy mogłabym zrobić coś więcej, niż zrobiłam? Na pewno by się dało, ale nie w tym rzecz. Pan Bóg ciągle mnie tego uczy na misji. Powtarza mi, że On mnie tu posłał i że nie muszę się martwić, bo zadziała tam, gdzie sobie postanowił.

Mogę zakończyć tak jak zaczęłam, Etiopczycy, to mieszkańcy Afryki, ale nie zwykli, jedyni w swoim rodzaju. Tak jak większość ludzi na tym kontynencie potrzebują pomocy. Ale mają też wiele tego, czego nie mamy my. Bardzo wiele się tu nauczyłam, z pewnością więcej, niż mogłam sobie wyobrazić. Przepełnia mnie wdzięczność i troska. Jestem tutaj pierwszy, ale myślę, że nie ostatni raz w moim życiu. Natomiast jeśli Pan Bóg pozwoli przyjechać mi tu kiedyś ponownie, nie przyjadę tu, aby zmieniać ich świata, tak jak chciałam za pierwszym razem, ale aby stać się jego częścią.

 Klaudia Szwaba,
Pracuje w Adwa, Etiopia