Kochani przyjaciele Misji Salezjańskich!
Właśnie mijają trzy miesiące od mojego wylotu z Polski do Wenezueli. Wiem, że wiele osób czeka na wieści, … wiem, bo sama zawsze czekałam na wiadomości od naszych misjonarek i misjonarzy. Dla mnie to pierwsze dni na ziemi do której posyła mnie Pan by dzielić życie! I choć minęło niewiele czasu, to niesamowita otwartość tych ludzi, radość i serdeczność wywarły na mnie niesamowite wrażenie… od pierwszego momentu po prostu skradli moje serce! Czuje się tu bardzo, bardzo dobrze.
Pierwsze wrażenia z Caracas, z Wenezueli… ogromna bieda i dysproporcja. Osiedla wyglądające w miarę normalnie, choć każdy dom ogrodzony murem z drutem kolczastym i drutami z prądem… to osiedla bogatych. Zupełny brak klasy średniej … i slumsy – pagórki zabudowane czym się da i jak się da… tego nie da się zapomnieć. Droga z lotniska do domu to jak jakiś film po 23 godzinach podróży, budzisz się w innym świecie. Na ulicach samochody z lat 80-tych z ludźmi na pace i obok te super eleganckie takie nasze, i wiesz, że to nie film. No i ta bieda… jakby czas gdzieś się zatrzymał.
Caracas – to dla mnie tylko przystanek, bo już po 2 tygodniach zostałam posłana na placówkę – Amazonia!!! Niech Bóg będzie uwielbiony! Puerto Ayacucho to stolica stanu Amazonia w Wenezueli, tu salezjanie i salezjanki pracują od ponad 80 lat. My jako wspólnota sióstr salezjanek prowadzimy dużą „Colegium” czyli zespół szkół technicznych dla prawie 1 000 uczniów oraz internat „Shapono Kea” dla dziewcząt uczących się w naszej szkole, które pochodzą z odległych wspólnot znad Orinoko. Niektóre z nich by dotrzeć do Puerto Ayacucho mają 8 dni drogi rzeką, także tylko na czas wakacji wracają do swoich osad. Dziewczęta pochodzą z różnych plemion Amazonii tj. Yanomai, Jivi, Piaroa, Ye´kuana.
Także pracy dużo, a nas tylko 5 sióstr w dwóch domach i ogromnych dziełach. Mi zostało powierzone prowadzenie i administracja Internatu, ale także katecheza w technikum, przygotowanie do sakramentów dorosłych i młodzieży oraz oratorium dla młodych. Teraz rozpoczął się czas wakacji, więc mam trochę czasu na wejście w nowe obowiązki, w kulturę i mentalność, tak różną od naszej. Taki intensywny kurs – jak żyć gdy brakuje wszystkiego na pełnej petardzie, z prostotą i uśmiechem. Tego doświadczam tu każdego dnia… prostoty życia w wielkiej radości. Mogę powiedzieć, że Ewangelia smakuje na tej ziemi jakoś inaczej… a Pan stawia mnie właśnie tu i chce się posłużyć tym słabym narzędziem właśnie tu w Wenezueli, w Amazonii. Zawierzam moją misyjną obecność tu Maryi Wspomożycielce, bo jak mawiał i często powtarzał nasz ks. Bosko – zaufajcie Maryi a zobaczycie, co to są cuda.
Gorąco polecam się modlitwie… to nieoceniony DAR o który pokornie proszę.
Z wdzięczną pamięcią i modlitwą
s. Marzena Kotuła
Puerto Ayacucho, Wenezuela