Za nami piękny, Boży czas. Na koniec kwietnia wyruszyłyśmy do Chingoli na spotkanie wszystkich wolontariuszy przebywających aktualnie na misjach w Zambii. Był to czas dzielenia się doświadczeniami, tymi pięknymi, ale też tymi trudnymi. Czas przepełniony radością i uśmiechem, a także odkrywaniem nowych miejsc na mapie Zambii. Udaliśmy się też w nasze okolice, bo część, w której się znajdujemy, obdarzona jest przepięknymi wodospadami. Wspólny czas szybko minął i każdy z wolontariuszy powrócił na swoją placówkę.
W ostatnim czasie każdy nasz dzień jest bardzo intensywny. Poranki spędzamy na renowacji jednego z pomieszczeń w oratorium, ściany po nałożeniu siedmiu warstw farby zmieniły kolor z zielonego na żółty, a dzięki artystycznej duszy Julki powolutku pojawiają się kolorowe postacie bajkowe. Co prawda, przed nami jeszcze dużo pracy, ale wierzymy, że będzie pięknie. Zdecydowanie czas w Mansie płynie nieubłaganie szybko. Trwa od wschodu aż do zachodu słońca, a my staramy się wykorzystać nasze ostatnie dwa miesiące i żyć zambijskim rytmem jak najlepiej, więc gdy farba schnie, to udajemy się do przedszkola, aby naszym najmłodszym poprowadzić zajęcia. Niewypowiedzianą radością były ostatnio zwierzątka z balonów. Nie tylko dla dzieci, lecz też dla nauczycieli myślę, że przede wszystkim dla nas, gdy widziałyśmy te uśmiechy i troskę przedszkolaków o swojego „pieska” czy „żyrafę”.
Popołudnie to czas spędzany w oratorium. Czas z dziećmi przynosi mi dużo radości. To prawda zdarza się, że ręce opadają, a sił po prostu brakuje. Jednak jestem za nie ogromnie wdzięczna. Na nudę nie mogę narzekać, zawsze coś się dzieje i zawsze znajdzie się coś, co wprawi mnie w stan zdziwienia. Czas oratorium to czas zabawy, gdzie malujemy, kolorujemy, gramy w piłkę, planszówki, skaczemy na skakance. Tymczasem to również wspólny czas, w którym się uśmiechamy, powiemy dobre słowo, poprzytulamy, no bo kto z nas nie potrzebuje odrobiny czułości. Albo nasze zadania sprowadzają się do zatemperowania kredek, wycinania literek czy zdezynfekowania rany. Żarty, zaczepki, nauka nowych słów w języku bemba, a nasza wymowa w tej kwestii pozostawia wiele do życzenia czy łapanie rytmu i tańczenie do tutejszej muzyki. To właśnie nasz czas spędzany razem. Niewiele trzeba, ale gdy wszystko robimy z Miłością, uwierzcie, nabiera znaczenia.
Jak widzicie, radości jest mnóstwo, ale uwierzcie, trudności na wolontariacie też są. Inna kultura, inny kolor skóry, brak wspólnego języka, co utrudnia komunikację, czasami poczucie braku akceptacji i osamotnienie, wszędzie oczy, które ciągle patrzą i obserwują. Ogromnie cieszę się, że tu jestem, jednak czasami łatwo się zniechęcam, poddaję, trudności mnie przerastają, ale po paru minutach z tyłu głowy pojawiają się słowa księdza Jacka, że Pan Jezus, się nami nie zniechęca. Mimo tego wszystkiego, wzlotów i upadków, spełniam swoje marzenia, które są ukryte głęboko w sercu.
Asia Matuszek
Mansa, Zambia