Z początkiem lutego, po długich oczekiwaniach, doczekałem się otwarcia szkoły specjalnej. Placówka jest połączeniem szkoły masowej, specjalnej i zawodowej. Na miejscu oprócz typowej edukacji, można w praktyce posiąść umiejętności z uprawy pola, hodowli kur, świń i ryb. Dodatkowo na miejscu sprzedawane są „owoce pracy” – sadzonki roślin, warzywa i mięso. Dla dzieci ze specjalnymi potrzebami wydzielone są domki, służące jako miejsce do spania i nauki podstawowych umiejętności samoobsługowych.
Pierwszego dnia s. Rosemary oprowadziła mnie po całym obiekcie, zapoznała z kadrą i z wychowankami, którymi zajmuję się po ich zajęciach lekcyjnych. Grupa, którą dostałem pod opiekę, to dziewięć osób z różnymi niepełnosprawnościami – autyzm, zespół Downa, niepełnosprawności intelektualne w stopniu lekkim i umiarkowanym, a w trzech przypadkach sprzężone z niepełnosprawnością ruchową. Komunikacja jest utrudniona, bo czworo dzieci praktycznie nie mówi, ale rozumieją proste polecenia. Moja praca polega na prowadzeniu typowych zajęć świetlicowych, czyli gry, zabawy i wspólne spędzanie wolnego czasu. Dzieciaki mimo swych trudności i ograniczeń są bardzo wesołe i chętne do wykonywania różnych aktywności. Wspólna gra w piłkę nie jest klasycznym meczem, tylko próbami w miarę możliwości zwykłego kopnięcia piłki do osoby stojącej obok. Często ta wydawałoby się prosta czynność, wymaga od nich wiele uwagi i wysiłku, a mimo to wielokrotnie zakończona jest piłką w szczerym polu zamiast u sąsiada. Ale mimo tych trudności wiele towarzyszy nam przy tym radości.
Bardzo lubimy też klasyczną grę planszową, którą przywiozłem z Polski – „Grzybobranie” i tu ciekawostka, bo mniej sprawnym graczom pomagam policzyć oczka z wyrzuconej kości, ale sprytniejszych muszę skrupulatnie pilnować, żeby wykonywali odpowiednią ilość ruchów pionkiem na planszy. Choć zagarnięcie grzybka jest tak dużą pokusą, że niejedno oszustwo już widziałem. Dzisiaj największemu „grzybowemu łasuchowi” dałem różaniec do ręki i sam stwierdził: „Now I can’t cheat”, Bóg ma wielką moc. Takie to u nas perypetie i wiele miło spędzonych chwil.
Witek Garbacki
Lusaka, Zambia