Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata i wyciągasz do niego ręce, jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy milkniesz, aby wysłuchać, jest Boże Narodzenie. (…)
Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei “więźniom”, tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego, moralnego i duchowego ubóstwa, jest Boże Narodzenie. (…) Zawsze, ilekroć pozwolisz by Bóg pokochał innych przez ciebie, zawsze wtedy, jest Boże Narodzenie.
św. Matka Teresa z Kalkuty
To już jutro, poważnie? W życiu bym na to nie wpadła, gdyby Asia nie pokazała mi daty w kalendarzu. U nas owszem- przygotowania i strojenie holu idzie pełną parą, ale klimatu świąt zupełnie nie umiem poczuć.
Za to przychodzi do mnie taka refleksja, że w tym roku, podczas tego naszego pobytu w Mansie, Boże Narodzenie mamy znacznie częściej niż tylko ten jeden raz, właściwie chyba codziennie.
Przede wszystkim uczestniczymy w Nowennie do Dzieciątka Jezus, która jest odmawiana przez 9 dni aż do Wigilii. W Polsce nigdy tego nie praktykowaliśmy, więc dla mnie to jakaś nowość, ale piękna. Podczas jednego z rozważań, około dwóch dni temu, ksiądz prosił nas, żebyśmy nie bali się mówić o wdzięczności względem Pana Boga. Zachęcał, żebyśmy byli świadkami wiary dla siebie nawzajem, bo to pomoże nam w niej wzrastać. I mówi tak: „Popatrzcie na te dwie dziewczyny. Przyleciały tu z Polski, kawał świata, żeby móc przeżyć z nami kawałek czasu. Zostawiły tam wszystko- rodzinę, bliskich, pracę, obowiązki. W Polsce teraz na każdym kroku trzeba myć ręce, nosić maseczki. Na święta nie wolno się gromadzić, wyjeżdżać. A one są tutaj. Święta spędzą tuląc do siebie około pięciuset dzieciaków, bez obostrzeń, maseczek, ani dystansu.” Zupełnie tego nie dostrzegałam, a ta krótka wskazówka potrząsnęła mną na tyle, że obudziła się we mnie masa wdzięczności.
~Boże Narodzenie!
Jest tu u nas w wioseczce taki mężczyzna, Petro. Petro jest niewidomy od urodzenia, ale radzi sobie z tym w życiu bardzo nieźle, jestem w szoku. Mieszka w ceglanym domku- cztery ściany, dziura w podłodze jako prysznic i toaleta jednocześnie, materac i przenośna kuchenka. Codziennie przychodzi do Kościoła (sam, a ma kawałek drogi!) i śpiewa tak pięknie i głośno, że nawet gdyby śpiewał sam jeden to słychać by go było na cały Kościół. Zwykle po mszy zabieramy go do nas na śniadanie, czasem odprowadzamy do domu, pierzemy mu pranie żeby mógł je odebrać przy następnej wizycie. Ostatnio też często po śniadaniu odwiedza nas w domku wolontariuszy, bo bardzo się do nas przywiązał. Siedzieliśmy tak sobie i rozmawialiśmy, kiedy zapytałam go o ulubione wspomnienie związane z Bożym Narodzeniem i Petro odpowiedział krótko- „Jesus.”
Kiedy poprosiłam, żeby rozwinął temat opowiedział mi, że miał kiedyś taki sen, że Pan Jezus przyszedł do niego, położył mu Swoje ręce na jego oczach i pocieszył go, obiecując że one się uzdrowią, kiedy tylko Petro zamieszka w niebie. Że tam wszystko już będzie widział. Potem mówił mi, że bardzo jest ciekawy jak wygląda świat bo zna go tylko z opowieści. I, że ludzie dzielą się na dobrych i złych- niestety on częściej trafia na takich (nawet dzieci), którzy podkładają mu kamienie na drodze, żeby się wywrócił. I bardzo się cieszy, że może się z nami przyjaźnić. Na koniec poprowadził modlitwę dziękując Bogu za życie każdego z nas, prosząc o to, żebyśmy pięknie przeżyli Święta.
Jak możecie się domyślić- w tamtym momencie mój organizm był już na skraju odwodnienia, bo płakałam nieustannie przez 25 minut.
~Boże Narodzenie.
Dzisiaj po śniadaniu Petro znów przyszedł do nas i uczył mnie poważnie już zaawansowanych sentencji w miejscowym języku bemba. Sprawiało mu to tyle radości, że oboje rozrechotaliśmy się na dobrych kilka minut nie mogąc się uspokoić. Ogrzewa mi to serce, jak sobie przypominam.
~Boże Narodzenie.
Niech Wasze Święta Bożego Narodzenia też trwają cały rok!
Doszukujcie się ich w codzienności, w małych, prostych rzeczach.
Julia Walach
Mansa, Zambia