Drodzy Opiekunowie Adopcyjni, w tym trudnym czasie chcemy Wam przekazać krótkie relacje z placówki misyjnej w Kamuli.
Jest gorąco i parno. Misjonarz puka do kolejnych drzwi. Często zastępuje je kawałek starego materiału przymocowanego do framugi, czasem są sklecone z desek i zamykane na skobel. W oknach nie ma szyb. Ludzie przyjmują gościa serdecznie, ale z niedowierzaniem. Rząd pięć miesięcy temu obiecał pomoc, ale tu nie dotarła. Może dlatego, że do stolicy jest prawie 150 km. Kiedy mieszkańcy wiedzą, że przyjedzie kapłan, starają się przygotować i odświętnie wyglądać. Starsze kobiety zakładają wówczas tradycyjną suknię z pasem i wysokimi ramionami, tzw. gomesi.
Przed domem stoi starsza kobieta. Nie umie mówić po angielsku. Ksiądz Philip wręcza jej suchy prowiant i tłumaczy od kogo ten dar. Starsza Pani kilkakrotnie dziękuje w miejscowym języku luganda. Kobieta kładzie za progiem torebki z cennym podarunkiem, wspólne zdjęcie zrobione telefonem i pożegnanie z księdzem.
Ksiądz dociera do kolejnego domu. Liczna rodzina, obok gliniana chatka, w której mieszka młoda mama z czwórką dzieci. Mąż odszedł w kwietniu. Gdzie jest? Nie wie. Może kiedyś wróci. Dom Olivii graniczy z misją. Młoda mama trzyma na rękach maleńkiego synka. Obok dwie starsze córki. Widać wdzięczność w oczach Olivii.
Ksiądz Philip obdarowuje dwie siostry. Kobiety okazują zadowolenie, bo wieczorem będzie posho z fasolą i sosem. W Ugandzie tradycją jest, że kobiety klękają i w tej pozycji dziękują. Mąka, olej, sól, herbata są tu na wagę złota. Jeszcze kilka domów do odwiedzenia, a o 18. robi się już ciemno. Trzeba wrócić przed godziną policyjną.
Ksiądz Philip wraca na misję, wstawia samochód do garażu. Ktoś na niego czeka… od kilku godzin. Tu nikt się nie śpieszy. Młody chłopak; mąż i ojciec. Nie ma co dać rodzinie do jedzenia. Misjonarz idzie do magazynu, odmierza trochę ryżu, worek mąki, olej, cukier, sól. Błogosławieństwo i wdzięczność na twarzy obdarowanego. Wieczorem ks. Philip słyszy dźwięk telefonu w kieszeni. Wiadomość tekstowa: „Dobry wieczór księże. Ja i moja rodzina raz jeszcze bardzo dziękujemy za podarunki. Szczerze mówiąc nie wiedziałem, co dam żonie i dzieciom jutro do zjedzenia. Ale Bóg tak nagle zesłał nam mannę z nieba przez twoje ręce. Wszechmocny na pewno odpłaci stukrotnie taką hojność. Od czasu ogłoszenia pandemii i kwarantanny, po raz pierwszy ktoś mi pomógł. Nigdy tego nie zapomnę”.
Następnego dnia wyjazd wcześnie rano. Worki i żółte kanisterki z olejem pomagają załadować uczniowie centrum zawodowego. Mieszkają niedaleko, wczoraj dostali zapas jedzenia, więc dzisiaj przyszli popracować. Ksiądz tłumaczy młodzieży, by otwierała się na innych i pomagała, i widzi efekty swoich działań. Przyszło trzech chłopców. Jeden z nich i pani Victoria (pracownik socjalny, zajmuje się sprawami dziewcząt w internacie) jadą z kapłanem. To będzie długi dzień. Chodzą od domu do domu.
Denis pochodzi z Soroti, około 200 km od Kamuli. Mieszka z bratem niedaleko misji. Utrzymują się z pracy na roli. Ks. Philip pomaga im od 2018 roku. Przed wybuchem epidemii, chłopak uczył się na trzymiesięcznym kursie rolniczym. Zdał pomyślnie egzaminy praktyczne DIT i została mu jeszcze teoria. Kiedy będzie można wznowić naukę, przystąpi do państwowego egzaminu, tzw. UTEB. Teraz jest bez środków do życia. Artykuły spożywcze bardzo się przydadzą, bo Denis znacznie schudł w ostatnich miesiącach.
Harriet mieszka z mamą i córeczką w małej wiosce około 300 km od Kamuli. Kiedy dwa lata temu ks. Philip usłyszał jej historię i dowiedział się, w jak trudnych warunkach mieszka, zgodził się przyjąć dziewczynę do klasy fryzjerstwa. Uczyła się bardzo dobrze. Jeśli epidemia się skończy i będzie można wrócić do szkoły, Harriet za rok będzie wykfalifikowaną fryzjerką. Może otworzy własny maleńki salon w wiosce i zdoła utrzymać małą Anitę i mamę.
Matovu mieszka w tej samej wiosce, co Harriet. Ma trzy młodsze siostry, mamę i babcię. W Kamuli uczył się mechaniki pojazdów samochodowych. Bardzo chciałby wrócić do szkoły i zrobić kurs prawa jazdy. Cierpi, bo ojciec rozstał się z mamą i nie interesuje się nim ani siostrami. Kilka dni temu, ks. Philip odwiedził wioskę Harriet i Matovu. Jechał tak daleko, by przywieźć jedzenie i nadzieję. Mama chłopca ugotowała matooke (potrawa z zielonych bananów) i posho (sporządzana z grubo mielonej mąki lub kaszki kukurydzianej) z fasolą. To był wyjątkowo szczęśliwy dzień dla dwóch rodzin.
Ks. Philip Gbao realizuje program pomocy żywnościowej dzięki Państwa wsparciu. W imieniu misjonarza i każdego z obdarowanych, dziękujemy bardzo za serce okazane potrzebującym szczególnie w okresie pandemii.
Adopcja na Odległość