Indie zamieszkuje ponad 1,3 miliarda ludzi. To prawie jedna piąta ludności świata. Epidemia koronawirusa zagraża przede wszystkim ubogim. Pozostali oni bez pracy, jedzenia i możliwości wyjścia z domu.
Jak dotąd liczba zakażeń i zgonów w Indiach nie jest wysoka, ale istnieje obawa, że spowodowane jest to brakiem testów niż małą liczbą zakażeń. Obecnie stwierdzono ogółem 1 071 zakażeń, 29 zgonów i 100 osób wyleczonych (dane z 30 marca).
Pierwszy przypadek zakażenia COVID-19 w tym kraju potwierdzono 30 stycznia, 13 marca zmarła pierwsza osoba. To w marcu rząd Indii zdecydował się na wprowadzenie dużo większych ograniczeń. 16 marca zamknięto szkoły i uczelnie wyższe. 22 marca wprowadzono blokady w 82 dystryktach. 23 marca zamknięto Delhi, stolicę kraju. Następnie kolejne duże miasta takie jak Bengaluru, Chennai, Mumbai , Chandigarh i Kalkutę. A już 24 marca premier Narendra Modi ogłosił całkowitą blokadę w kraju. Ma ona trwać 21 dni, czyli do 14 kwietnia. Rząd Indii zdecydował się również zakazać eksportu wszystkich respiratorów, środków odkażających, masek, kombinezonów i innych sprzętów ochrony osobistej. Lekarze i eksperci testują skuteczność leków na malarię w leczeniu pacjentów zakażonych koronawirusem, z tego względu wprowadzono też zakaz sprzedaży za granicę hydroksychlorochiny i innych leków, w których skład wchodzi ta cząsteczka.
Według raportów ONZ Indie będą jedną z 15 najbardziej dotkniętych gospodarek świata. Azjatycki Bank Centralny oszacował, że wybuch epidemii może spowodować straty w wysokości nawet 29,9 mld dolarów. Sytuacja mieszkańców jest bardzo trudna, bo aż 80% pracowników fizycznych pracuje nielegalnie. Teraz pozostali oni bez pracy i pomocy. Dodatkowym problemem jest brak stabilnego zatrudnienia dla znacznej części społeczeństwa. Prawdopodobnie ucierpi 300 milionów Hindusów, którzy żyją poniżej progu ubóstwa i utrzymują się jedynie z tego, co zarobią w ciągu dnia. Dlatego kluczowymi działaniami jest pomoc i stworzenie sieci organizacji, które będą wspierać osoby najbiedniejsze. 26 marca rząd ogłosił, że przeznaczy 1,7 bilona rupii (22,5 mld dolarów) na pakiet pomocy, żeby zapewnić jedzenie, lekarstwa, środki ochrony dla potrzebujących, a także na ubezpieczenie zdrowotne dla pracowników służby zdrowia.
Strach i napady
Wprowadzenie w Indiach obostrzeń, w tym blokady na 21 dni wywołało strach i wzrost agresji. Zgodnie z obowiązującymi zasadami wyjść z domu można do aptek i sklepów spożywczych. Za złamanie zakazu grozi grzywna w wysokości 1 000 rupii lub 30-dniowy areszt. Niestety w wielu miejscach policjanci stosują bezprawne metody karania osób, wobec których jest podejrzenie, że bezpodstawnie przebywają na ulicy. Zmuszone są one do czołgania się, robienia przysiadów i pompek, a nawet są bite pałkami. Niektórzy ludzie wyszli z domów w poszukiwaniu jedzenia i zapasów, inni mogą nie mieć pieniędzy na kupno czegokolwiek, więc szukają pomocy. Sytuacji jest bardzo wiele, a policjanci wykorzystują swoje stanowisko, wielu nie boi się konsekwencji. Sytuacja w całym kraju jest bardzo zróżnicowana. Według różnych relacji nawet bezdomni zostali pobici. W niektórych miejscach policja kazała krzyczeć lub stać z plakatem: „Jestem wrogiem społeczeństwa, ponieważ nie pozostanę w domu”.
Dyskryminowane są również osoby objęte kwarantanną. Sąsiedzi napiętnują ich i grożą. Pomimo rosnącej agresji, niektóre rządy stanowe podały nazwiska osób zarażonych, co naraziło ich na ataki. Są też przypadki oznaczania domów, w których ludzie podlegali kwarantannie. Komisja zezwoliła też na używanie niezmywalnego atramentu do stemplowania ludzi objętych kwarantanną. Niestety te środki, zamiast pomóc wywołały strach, izolację i stygmatyzację. Nawet wyjście na badania jest dla osób pod nadzorem niebezpieczne.
W Indiach odnotowuje się groźby wobec lekarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych. Zareagował na to minister spraw wewnętrznych, który zalecił działania prewencyjne, aby zapewnić im bezpieczeństwo. Ludzie boją się, że to lekarze i inne osoby pomagające zakażonym najbardziej mogą przenosić wirusa na kolejne osoby. Niestety nie rozumieją, że lekarze i pielęgniarki głównie narażają swoje zdrowie i życie.
Salezjanie pomagają
Salezjanie, salezjanki i osoby związane z placówkami pomagają walczyć z COVID-19 w Indiach. Wiele ośrodków salezjańskich rozpoczęło szycie maseczek ochronnych. Jednym z tych ośrodków jest Don Bosco Navajeevan w Hyderabad. Młodzi ludzie zgłosili się i w ramach wolontariatu uszyli 5 000 maseczek dla rodzin imigrantów i podopiecznych, którzy mieszkają w ośrodku dla dzieci ulicy. Chcą uszyć jeszcze więcej, choć jest to uzależnione od wsparcia finansowego na zakup materiałów.
Breads, Biuro Planowania i Rozwoju indyjskiej inspektorii zwróciło się do wszystkich ośrodków salezjańskich, by wskazały 20 najbardziej potrzebujących rodzin. Chcą zapewnić im pożywienie i pomoc. Inspektoria pod wezwaniem Maryi Wspomożycielki z Guwahati zapewniła 50 000 maseczek i żywność dla 20 000 osób. W instytucie prowadzonym przez tę inspektorię przebywa obecnie 56 pracowników i uczniów, którzy z powodu trudnych sytuacji i warunków nie powrócili do swoich domów. Do 14 kwietnia będą oni przebywać pod opieką salezjanów. Jednym z wyzwań jest zapewnienie im jedzenia. W Hyderabadzie rozpoczęto zbiórkę dla sierot i imigranów na przygotowanie 1 000 zestawów do higieny i ochrony zdrowia, 500 racji żywnościowych i pełne wyżywienie dla 60 sierot, którymi zajmują się salezjanie. W Shillong siostry salezjanki przekazały 500 maseczek do pobliskiej wioski i przygotowano jedzenie dla pracowników placówki. Placówki salezjańskie tworzą również sieć wolontariatu. Tworzą listę osób, które potrzebują pomocy i szukają osób zdrowych, które mogłyby im pomóc.
Źródło: ANS, Human Rights Watch, Reuters, WHO, UNICEF